Akemii
Schody pokonałam dwoma susami, a przyćmiony popiołem
brzask zastąpił mroki podziemi. Od razu zrobił się straszny ziąb, a wilgoć
zdawała się osiadać na powietrzu. Miejsce było nieprzyjemne, upiorne i
obszerne. Konstrukcję podtrzymywały przekwitłe filary, od których farba
odchodziła płatami, podłoga wyścielona była gruzem i kawałkami odchodzących
szczątków ścian, a przestrzeń… przerażająco pusta, złowróżbna… Wymarzyłam
sobie, żeby wstawić tu swoją skrzynię ze znaleziskami, wszak uratowałam z
wysypisk parę książek, rzeczy codziennego użytku, a nawet działającą pozytywkę.
Jednak im głębiej nad tym rozmyślałam, tym bardziej zbyteczny wydawał się ten
pomysł. Usui i Atsui z pewnością skradliby moje skarby, a Imai skrytykowałaby
każdą perełkę z osobna i wyjaśniła jej nieprzydatność.
Tak, mój ustatkowany, melancholijny nurt życia został
akrobatą i zrobił fikołka. Jaka szkoda, że nie wrócił do pozycji stojącej,
tylko ugrzązł gdzieś w powietrzu, wywalony do góry nogami.
Po cichutku zakradłam się głębiej i odnalazłam na oślep
mój tradycyjny kącik. W tym miejscu gruz stworzył mini-wysypisko, które było
dla mnie czymś w rodzaju poduszki. Rozparłam się, a o wygodzie nie było nawet
mowy. Niedługo potem rozległo się przyciszone szemranie. Zrozumiałam, że ktoś
podąża moim śladem i pokonuje stopnie zdezolowanej chatki, wiodące w dół.
W końcu oślepił mnie snop latarki, a długi, koński ogon,
który śmignął przed moimi oczami, skojarzyłam tylko z jedną osobą. W ogóle
niepożądaną w tej sytuacji. Zawsze liczyłam, że najpierw odwiedzą mnie
bliźniaki – naprawdę – zniosłabym ich towarzystwo, sprzeczki, pretensje i
lawinę pytań. Zniosłabym wszystko.
Ale Imai była niezastąpiona w działaniu na moje nerwy.
- Jak zwykle. – Otaksowała mnie i gniewnie zmarszczyła
brwi. – Nic ze sobą nie masz, prawda?
Nie.
Wydęłam usta. Z mojej perspektywy Sheeiren była tylko
rozmazaną posturą kobiety na tle porażającej jasności. Gdyby nie jej diabelski
temperament, może przywiodłaby mi na myśl anioła, jednak myśl ta zdawała się
równie absurdalna, co „dziękuję” i „przepraszam”, wyszeptane jej głosem.
- Nikiro! – zniecierpliwiłam ją swoim milczeniem.
- Nie mogłam nic znaleźć, jasne? Dwa tygodnie temu
znalazłam przecież paczkę owsianki. Nie była przeterminowana!
Imai przestąpiła z nogi na nogę. Och nie, kazanie czas
zacząć.
- Wiesz, że Fumisuke, bezużyteczna, niekompetentna
Fumisuke znalazła ostatnio pięć słoików z marynowanymi warzywami? Wiesz, że w
ostatnich miesiącach ty dostarczyłaś tutaj najmniej darowizny?
Prychnęłam, słysząc „darowizny”. Otóż to. Takim mieniem
cieszył się odnaleziony prowiant, choć rozdzielanie między ocalałych wcale nie
wynikało z naszego dobrotliwego serduszka, lecz z przymusu. I ja, i sama
Sheeiren wiedziałyśmy, że najchętniej każdy z nas zachomikowałby wszystko dla
siebie. Ale w obliczu katastrofy liczyła się współpraca.
- Chyba wiem w czym tkwi twój problem – podjęła tonem
hycla, który przemawiał do łapanego szczeniaka.
Odbąknęłam coś, udając obojętność.
Och. Ja nie musiałam udawać.
- Zamiast zająć się szukaniem żarcia, ty grzebiesz w
gruzowiskach za jakimiś badziewiami! Owszem, możemy spróbować zjeść twoją
książeczkę, ale nie wiem czy komukolwiek wyjdzie to na zdrowie. Wątpię, aby
ktokolwiek z nas trawił papier.
- Hej! – Zawrzała we mnie złość. Dźwignęłam się na nogi i
natychmiast tego pożałowałam. Intensywny snop światła zakręcił mi w głowie i
trochę zamroczył. Potrzebowałam chwili, żeby przywołać się do porządku. – Ja
szukam jedzenia… Przy okazji znajduję też drobiazgi dla siebie. Będziemy
maglować ten sam temat każdego tygodnia?
- Nie, jeśli w końcu dostarczysz tu coś porządnego –
odpowiedziała od razu, nie potrzebowała nawet namysłu. Chyba nauczyła się na
pamięć moich kontrargumentów. – W przyszłym tygodniu masz ostatnią szansę! Doceń
moją cierpliwość, którą i tak już mocno nadwyrężyłaś.
- Od dawna przeszukujemy rejony Ame i wszystko co
jadalne, już odnaleźliśmy. Nie znajdziemy niczego w pobliżu. Musimy zapuścić
się w dalsze tereny.
- Kiedy wspominałam o tym w zeszłym tygodniu, ty przejmowałaś
się jakimiś plotkami.
- Bo mutanci naprawdę mogą…
- Mutanci! – przerwano mi. Dwa, maleńkie cienie
wślizgnęły się do podziemi, teatralnie rechocząc. W niskim, bardziej dziecięcym
od brata głosiku rozpoznałam Atsuiego. – Oni istnieją! To prawda! Nie
pamiętacie ile podróżnych mijało Ame? Każdy z nich mówił to samo. Ludzie!
Cywile ucierpieli w wybuchach, złączyli się ze sobą nawzajem. Istnieją nawet
tacy, którzy szczepili się ze zwierzętami. Mam wam przypomnieć historię o
kobiecie krowie?
- Nie! – Dramatycznie pokręciłam głową. Moja wyobraźnia
bardzo szybko odpowiadała na zasłyszane historyjki. Ponoć krowa ta ma ludzką
twarz i jedną kończyną dyndającą tuż po szyją. Podskoczyłam w miejscu,
przestraszona, gdy drugi z bliźniaków, Usui, przyczaił się przy snopie latarki
Sheeiren i zrobił wielkie oczy.
- Bu! – roześmiał się.
Mnie nie było do śmiechu.
A Sheeiren tym bardziej.
- Nie ma żadnych mutantów, do diaska! Odbiło wam? To
stworzenie nie mogło przetrwać by w takich warunkach. Nie ma czystej wody, jedzenia…
- Ani twarzy – jęknął Usui. – To znaczy ma. Ale ludzką. A
jakbym był krową, to chciałbym mieć jednak krowią twarz.
Brat trzepnął go po ramieniu, szepnął coś i skinął na
mnie głową. Aktywowała się moja wyobraźnia i w związku z tym ograniczono mój odbiór
bodźców zewnętrznych. Musiałam mieć minę jak w horrorach, ale ta cholerna krowa
wryła się w moją pamięć i na dobre się zadomowiła.
Imai, widząc to, pokręciła głową z politowaniem i
przeniosła snop światła gdzieś indziej. Dobry Boże, nienawidzę krów i upartych
dziewuch w kucykach, które sugerują się pozycją klanu w hierarchii społecznej.
- Gdzie Hinata? – zapytałam.
- Szwenda się po polu, tradycyjnie. Ostatnio coraz
częściej się jej to zdarza.
- Po polu? – Usui targnął latarką Sheeiren tak, aby łuna
światła doskonale wyeksponowała jego ironiczny wyraz twarzy.
- Teoretycznie pola otaczają nas zewsząd – uściśliłam
naukowym tonem. Objaśnienie znaczenia jego min weszło mi w nawyk. Robił tak
zawsze, choć często uważano to za niepotrzebne. – Budynki runęły. Badaliśmy tę
sprawę i w Ame nie przetrwał nawet jeden. Zostały nam do dyspozycji tylko
piwnice.
Sheeiren zganiła mnie samym wzrokiem.
- Mam na myśli tereny dawnych pól ryżowych – warknęła. –
Hmpf. Mogłabyś czasem wypełnić czymś tą pustkę we łbie.
Co za…!
- Tam nie jest pusto! – Atsui przystopował mój
wzrastający wskaźnik złości. – Tam jest obraz krowy z twarzą kobiety!
- Co gorsze?
- Owsianka – bąknęłam.
Tak, po dłuższym namyśle poddałam się woli rozsądku,
stwierdzając, że gniew na Imai jest tu zbędny, prawie tak samo jak moje
mimiczne objaśnienia. Ale to i tak nie podziałało. Właściwie pomnożyłam w niej
negatywną ikrę – bo ona tam tkwi od zawsze, czai się w pobliżu i czeka aż ktoś
nieświadomie ją potrąci. Byłam w tym specjalistką.
- Z tobą jest naprawdę źle. Majaki nie są oznaką dobrego
stanu zdrowia.
- Wyrażam swoją opinię, jestem do tego uprawniona. Poza
tym, o co się wściekasz? – Oho, to pytanie było bliskie wyrokowi śmierci. –
Mówię tylko co gorsze. Wszystko co znajdujemy jest przeterminowane, oprócz tej
przeklętej owsianki. Mam jej powyżej uszu.
- A kogo to obchodzi? – Przewróciła oczami. – Zbieraj
manatki, idziemy!
Spojrzałam na nią jak na osobę, której potrzebne jest to
wypełnienie w łepetynie, o którym napomknęła wcześniej. I czekałam tak długo,
dopóki nie zorientowała się, że coś jest nie w porządku. Tak długo, dopóki nie
oślepił mnie blask sztucznego światła.
- No co? – sapnęła.
- Przecież się mnie pytałaś. Cholera!
- To było pytanie retoryczne. A wiesz co takie pytania
cechuje?
- Co? Co? – dopytywali się jej bliźniaki. No świetnie,
Imai przy okazji wzbogaci ich słownik o jedno pojęcie. Dopisze sobie na konto
dobry uczynek i jednocześnie przysłuży swojemu małemu społeczeństwu.
- To pytanie nie potrzebuje odpowiedzi – wyjaśniła,
czyniąc to tonem, którego oburzała niewiedza innych.
A ja przywołałam w pamięci moment, w którym kazała mi
zebrać manatki.
- Dokąd idziemy?
Zbyła mnie machnięciem, odwróciła się przodem do wyjścia
i ukradła nam dostępne źródło światła. Odpowiedź dostałam wtedy, kiedy tupoty
jej stóp nikły już wraz z echem.
- Zmieniłam zdanie. Poradzę sobie sama!
- Pewnie! Zawsze wszystko robisz sama, a potem my na tym
cierpimy! Brawo! Nie mogę się doczekać następnym konsekwencji twojej
samowolki.
- Tylko nie ześlij na nas stada zmutowanych krów –
zawołał za nią Usui, a jego bliźniak przyznał mu rację klaśnięciem.
Uwzięli się na te krówska, czy co?
Myślałam, że Imai zniknęła, ale zdradził ją skrzyp
wysłużonych schodków prowadzących do podziemi. Wciąż tam sterczała. I nie
zajęło nam dużo czasu odsłonięcie jej prawdziwych motywów.
Skrzyp ustał, nastała krótka chwila cisza, a potem moje
uszy wyłapały „ten” dźwięk. Był niewinny, ale gdzieś w środku wiedziałam, że
nawet kobiecie krówsko nie zainicjuje u mnie takiego alarmu, jak to
pstryknięcie.
Pstryknięcie.
Bezzwłocznie poderwałam się z sterty gruzów, jednak było
już za późno. Nade mną zmaterializowała się marna imitacja chmurki i złożyła
szybką, parosekundową wizytę, pozdrawiając deszczem. Obfitym i zimnym. Rany!
Równie dobrze mogła oblać mnie kubkiem wody. Stopień przemoczenia był
porównywalny. I gwarantował świetny kabaret dla oglądaczy. Bliźniaki nawet nie
próbowały zatrzymać w sobie salw śmiechu, doskonale znali mój charakterek,
który nie był tak wyostrzony jak u Imai. Miękłam przy minie opuszczonego szczeniaczka,
a chłopcy praktykowali ten trik na tyle długo, że mogłam orzec ich ekspertami.
- Wredne babsko! – wyrzuciłam z siebie część emocji. –
Niech tylko nadejdzie noc!
- Zapomnij o zemście. – Głos Imai ostrzegał mnie z
oddali. – Zakryję twoje gwiazdeczki chmurami. Mam was serdecznie dosyć.
Wychodzę.
Rozległo się kilka skrzypów, Sheeiren wspięła się na
szczyt stopni i ruszyła w zdewastowany świat. Ale dokąd? Myśl ta dokuczała mi
tak bardzo, że nawet nie włączyłam się do tradycyjnego kręgu obelg rzucanych
pod adresem Imai i tworzonych przez braci. Słyszałam ich szepty, choć nie
potrafiłam wycisnąć z siebie ciut więcej skupienia. Przeważająca część uczepiła
się Sheeiren, a konkretniej miejsca jej przyszłego pobytu.
- Chłopcy – powiedziałam, niepewnie ruszając do przodu.
Usłyszeli mnie i zamilkli, zapewne przestraszeni dodatkowym intruzem. Ale ja
nie wyczuwałam niczyjej chakry, tę zdolność utracili shinobi z Ame tuż po
katastrofie. Ja… myślałam. Zastanawiałam się czy warto pójść jej śladami i
zadbać, żeby nie złapała mnie na gorącym uczynku.
Warto?
- Chłopcy – powtórzyłam się.
Usui przeraził się na poważnie.
- Coś tam jest? – Oboje spojrzeli w kąt, który zajmowałam
chwilę temu.
- Tak, mój honor.
- Hę?
- Czekajcie tu, Hinata dotrzyma wam towarzystwa.
Postanowione! Przecież Sheeiren także nie mogła wyczuwać
w powietrzu zdradzających shinobi energii. Były niewykrywalne i nikt do tej
pory nie podał sensownej teorii na tę zmianę. No, dzięki temu zyskiwałam pewną
przewagę. Był to także główny powód, który przekonał mnie do tak poniżającego
uczynku.
Trudno.
- Zaraz wrócę – rzuciłam do chłopców, nie oglądając się
za siebie.
Sheeiren
Blondynka. No po prostu typowa blondynka - właśnie tego
typu myśli kołatały mi się po głowie, gdy wychodziłam z kryjówki - o
przepotężny losie, który rządzisz tym światem, dlatego skazałeś mnie akurat na
Nikiro?
Westchnęłam i rozejrzałam się dookoła, kiedy tylko
znalazłam się na powierzchni. Gruz, gruz i gruz. Wszędzie gruz. Ten krajobraz
zbrzydł mi już na tyle, aby zacząć go powoli nienawidzić, a nuda powodowała w
mojej wyobraźni jedynie nierealne scenariusze w tej właśnie scenerii, żeby
tylko urozmaicić sobie dni, które stały się już rutyną. Przez ułamek sekundy,
dosłownie ułamek, przed oczami stanęła mi krowo-kobieta, co podziałało na mnie
jak czerwona płachta na byka. Już nie raz zapuszczałam się do lasów Ame, aby
zbadać teren i nie wykryłam tam nic, poza śladowymi ilościami odcisków kopyt
resztki jeleni, saren i innych czworonożnych istot z rogami. A tak na
marginesie: zawsze chciałam na żywo zobaczyć renifera…
Pokręciłam szybko głową, aby odpędzić sobie obraz
krzyżówki kobiety, krowy i renifera w jednym. Głupia Akemii, wierzy w jakieś
historyjki dziwnej treści, nie mające żadnego poparcia w faktach. Równie dobrze
mogłabym jej wmówić, że woda jest zielona, mając do dyspozycji jedynie tego
koloru butelkę. W sumie, to może się udać. Tak, definitywnie przemyślę tę
kwestię.
Słońce górowało nade mną, powodując prażenie mnie od
środka. Upał i zero wiatru - o taaak, idealna pogoda na wycieczkę rozpoznawczą.
Tak, Imai. Trzymaj tak dalej, a niedługo padniesz z pragnienia. Hmpf. Kłócąc
się sama ze sobą doszłam do niewielkiego budynku, który posiadał aż trzy ściany
i znajdował się w dzielnicy, która kiedyś należała do mojego klanu. Doskonale
wiedziałam, że Nikiro wlekła się za mną. Wywnioskowałoby to nawet pięcioletnie
dziecko. Wystarczyło kazać jej się zebrać, a potem po prostu olać, aby
rozbudzić w niej ciekawość, która nie pozwoliła wysiedzieć jej w spokoju na
tyłku w kwaterze. Takie proste, a takie skuteczne…
Ten prozaiczny czyn nie miał jakiegoś określonego powodu.
Brakowało mi rozrywki, a Akemii prawie w stu procentach rekompensowała te braki
swoją osobą. Dyskretnie patrząc, czy nadal mnie śledzi weszłam do resztek,
które pozostały z dawnego spichlerza, przesunęłam ubrudzony do granic dywan i
szybko otworzyłam klapę, a mały schowek pojawił się przed moimi oczami.
Zagarnęłam szybko do kieszeni jedną z ostatnich tabliczek czekolady, zamknęłam
klapę, przesunęłam dywan i cichociemnie ponownie powróciłam na ulicę, a raczej
to, co z niej pozostało.
Podśpiewując cicho pod nosem zorientowałam się, że Akemii
gdzieś się ulotniła. A już liczyłam na rozrywkę…
- Ohayo, Shee! - tę intonację głosu i możliwość
zdrobniania mojego imienia posiadała tylko jedna osoba, tfu istota, która
właśnie przypomniała mi o swoim istnieniu.
- Ohayo, Stefan - mruknęłam, gdy mały smoczek znikąd
pojawił się na moim ramieniu. Smoczek, tak… Gdy pierwszy raz go zobaczyłam,
byłam pewna, że mam do czynienia z czymś pomiędzy jaszczurką, a wiewiórką w
kolorze granatu. Koniec końców, Stefan uparł się, że jest pełnoprawnym smokiem,
a ja nie miałam co do tego żadnych obiekcji. Przecież zawsze lepiej jest
powiedzieć, że twoim summonem jest smok, a nie jaszczurka z defektem i
kompleksem wyższości.
- Mam zatrważające wieści! - wybałuszył oczy, łapiąc się
za głowę. Uniosłam jedynie pytająco brew, a on natychmiast się ożywił -
zmierzają do nas pewni panowie, może to wrogowie? Wiedza ta nie w mych
granicach leży, lecz sprawdzić to na pewno należy! - ostatnio nie tylko Akemii
zaczęła wariować, ale również Stefan nie był w pewni sprawny, jeśli chodzi o
logiczne myślenie. Dwa tygodnie temu doszedł do wniosku, że jego przeznaczeniem
jest bycie światowym poetą, a że świata już nie ma, to przywłaszczył sobie
przydomek “najlepszego poety” i czuł się z tym zadziwiająco dobrze. To dość
deprymujące, że mój smok al’a jaszczurka tak biegle włada językiem, że
aż potrafi układać rymy, a ja mam taki talent do pisania, jak do tańca, czyli
żaden.
- Powinnam się tym przejąć?
- No co najmniej, złotko! - podskoczył, o mało co nie
spadając, a uratował się od niechybnego upadku, wczepiając pazury w moją
koszulę.
- Co ty robisz, marny pomiocie jaszczurki? - warknęłam,
patrząc na rozdarte ubranie.
- Pomiocie jaszczurki! Dobre sobie! - fuknął, odwracając
się ostentacyjnie. Przy ludziach twierdzę, że jest on najprawdziwszym smokiem
zesłanym przez moją rodzinę, aby strzegł mego żywota od wszelkich
niebezpieczeństw, lecz na osobności śmieję mu się prosto w oczy, udowadniając,
że jednak jest tylko marną jaszczurką.
- Hmpf - sapnęłam, kopnąwszy nic niewinny kamyk, który
nieszczęśliwie stał mi na drodze i w sumie było to jego jedyne przewinienie, a
zaraz po tym w polu mojego widzenia pojawiła się zdezelowana brama wioski.
- Zdobędziesz się na to i zbrukasz swą dumę, aby zszargać
swój honor i przeprosić mnie czule?
- Przestań, Stefan, bo jak nie…
- To co?!
- To cię wykastruję - zamilkł, a ja dyskretnie
sprawdziłam, czy Nikiro mnie odnalazła. Na me nie szczęście szlajała się za mną
dalej, zdradzając siebie tymi blond kudłami, świetnie odznaczającymi się na tle
szarych budynków. No nic tylko ją za nie wytargać, hmpf.
- Shee? - spytał podejrzliwie.
- Hmm?
- Skąd wiesz, gdzie iść?
- Intuicja - odparłam, tak naprawdę nie mając określonego
celu swej przechadzki. Z jego słów wywnioskowałam jednak, że szłam w dobrym
kierunku, zmierzając w stronę dwóch nieznajomych przybyszów.
Jak łatwo zauważyć, nie zaczęłam skakać z radości, ani
płakać z rozpaczy. W sumie nie zareagowałam prawie w ogóle, gdyż podróżnicy to
nic niezwykłego. Trochę ludzi jednak przeżyło i postanowiło wyruszyć w trasę ku
lepszej przyszłości, ku nowemu życiu. Sama układam ten plan od przeszło
miesiąca i jeśli w następnym tygodniu nikt nie zgodzi się ze mną wyruszyć,
zrobię to sama. Generalnie, to Stefan i tak jest do mnie przywiązany, więc nie
oszaleję z braku towarzystwa.
Weszłam spokojnie w las, mając jednak na widoku główną
drogę, która kiedyś była jednym z większych szlaków handlowych. Nikiro znów
zdradziła się zacnym kolorem swych włosów, a ja zachodziłam w głowę co zrobić,
aby w końcu było śmiesznie. Teraz, gdy nie do końca widziała, co robię,
wyciągnęłam z kieszeni czekoladę i natychmiast wyjęłam jej połówkę z papierka,
resztę z powrotem chowając.
Dzięki ci babciu! Gdyby nie ty umierałabym teraz z
czekoladowego głodu! Jestem uzależniona od tej brązowej masy i niestety to już
nigdy się nie zmieni. Ile razy ja już próbowałam odwyku… Jeśli Akemii
dostatecznie mnie dzisiaj ubawi, to może odpalę jej część?
Gdy w myślach zachwalałam zalety czekolady, Stefan syknął
cicho, a ja natychmiast wskoczyłam na drzewo. Tak się zamyśliłam, wchodząc w
świat gdzie tabliczki czekolady miały skrzydła i latały wokół mnie kusząc, że
moja jaszczurka smok, musiała mnie ostrzec. Starzejesz się, Imai…
Siedząc wysoko na drzewie, widziałam wszystko, co działo
się na dole. Akemii niechybnie się do mnie zbliżała, a ja spojrzałam nieufnie
na Stefana. On sapnął jedynie z dezaprobatą, wskazując łapą następne drzewo.
Przeskoczyłam na nie, a on pokazał następne. Powtórzyliśmy tę akcję
pięciokrotnie, nadal nie mogąc uwolnić się od Nikiro, która mimo, że szła na
oślep nie zgubiła kursu. Teoretycznie na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać,
że jest osobą nawet rozgarniętą. Jak bardzo pozory mylą… Wydawało mi się
jednak, że to nie ona była naszym głównym celem. Gdyby okazało się to prawdą,
Stefan prawdopodobnie pierdzieliłby trzy po trzy, a nie zachowywał grobową
ciszę i kamienny wyraz twarzy/pyska/mordy. Nigdy nie wiem, które określenie
wybrać…
-Aaaaaa! Kuso! - damski krzyk przeszył powietrze, a
resztki ptaków które przeżyły apokalipsę wzbiły się do lotu. Plasnęłam się
otwartą dłonią w czoło. Któż to mógłby być, jeżeli nie Nikiro?
- Co o niej sądzisz, Sasuke? Upolowaliśmy całkiem ładną
blond łanię - z przeciwnej strony, niż krzyk Akemii nadchodziło dwóch mężczyzn
bardzo do siebie podobnych. Mimo, że patrzyłam na nich z góry bez problemu
zauważyłam, że są dość… no wyglądem nie straszyli.
- Musisz już od południa pierdolić te swoje
farmazony? - niższy z nich warknął, mając za pewne tego drugiego dość. Jakbym
widziała siebie i Akemii, czy to nie piękne?
- Farmazony, farmazony - mruknął wyższy.
- Zaczyna się - szepnął mi na ucho Stefan.
- Hę?
- Idź za nimi… - Tak też zrobiłam i ponownie powróciłam o
kilka drzew do tyłu. Gdy tylko mężczyźni ukazali się w polu widzenia blondynki,
ta otworzyła oczy szerzej niż kiedykolwiek dane mi to było ujrzeć, a ja
natomiast walczyłam z wielką pokusą, potrzebą, wybuchnięcia szyderczym
śmiechem. Nikiro dyndała sobie górą do dołu na linie, której pętla zacisnęła
się na jej kostce, a na widok nowych przybyszy, zakryła sobie usta ręką, a jej
policzki zrobiły się czerwone. Opanuj się, Imai. Miałaś się z niej nie śmiać.
Mimo szczerych chęci było to jednak silniejsze ode mnie.
- Kim, kim, kim wy jesteście? - wskazała na nich palcem,
nie odrywając drugiej dłoni od twarzy.
- Cóż za cudowny dar zesłany prosto z niebios! Spotkanie
tak pięknej niewiasty w tak dziwnych okolicznościach graniczy z cudem! Witaj -
ten z dłuższymi włosami związanymi na karku, dygnął przed Akemii, która robiła
wszystko aby zamaskować wykwitłe na jej twarzy rumieńce - bolało jak spadłaś z
nieba?
- Nie pogrążaj się - odparł … Sasuke, jeśli dobrze pamiętam,
przeczesując sobie palcami włosy.
- Kim jesteście?! - krzyknęła spanikowana, wlepiając swój
maślany wzrok w yyyy Sasuke, tak Sasuke.
- Jam jest Alfa i Omegaaa, początek i konieeec -
umiejętności wokalne jego towarzysza pozostawiały wiele do życzenia, lecz cała
ta sytuacja podobała mi się z sekundy na sekundę coraz bardziej.
- Przybywamy z Konohy, szukamy ocalałych - powiedział ze
względnym spokojem Sasuke, rzucając karcące spojrzenia temu drugiemu.
- To, to, to wiele wyjaśnia - wyjąkała Nikiro, nadal dyndając
na drzewie. Stefan zachichotał cicho, a ja miałam ochotę zrobić dokładnie to
samo, gdyż wyglądała ona naprawdę śmiesznie - to, to ja chyba jestem tą
o-ocalałą - co, jak co, ale jej o jąkanie się nie posądzałam. Nie miała może
mojego temperamentu, ale również z reguły nie dawała za wygraną, a przy
najmniej nie od razu, a tutaj? Zabrakło jej języka w gębie?
- Będzie, będzie zabawa, będzie się działo i znowu nocy
będzie mało… - ten drugi zaczął odstawiać niezidentyfikowany taniec radości, a
ja ponownie miałam dziś ochotę pacnąć się w czoło.
- Ehh - westchnął Sasuke i na chwilę na dole zapadła
cisza, przerywana jedynie głośnym oddechem Akemii. Spojrzałam na nią i
poczułam, że przegrałam…
- Imai, ty podła małpo! Złaź z tego drzewa! - mieliście
kiedyś ochotę komuś przywalić? Ale tak siarczyście, zamaszyście, z gracją? Bo
ja tak i to właśnie w tym momencie. Prychnęłam i zeskoczyłam na ziemię,
pojawiając się przed blondynką. Miałam teraz przed oczami dwóch wysokich,
przystojnych i dobrze zbudowanych mężczyzn, którzy wcale nie wydawali się
zaskoczeni moją obecnością.
- Najpierw anioł w blasku jasności się przed nami
pojawił, a teraz diabeł z czeluści piekła się wyjawił - popatrzyłam sceptycznie
na kolesia w kucyku, po czym odwróciłam się w stronę Akemii i nie wytrzymałam.
- Cha, cha, cha! - złapałam się za brzuch i mało
brakowało, żebym się udusiła.
- Śmiej się, śmiej - fuknęła obrażona i nadal czerwona od
nadmiaru emocji, a ja pociągnęłam ją za rękę w dół, przez co blondynka od razu
odbiła się do góry, gdyż lina była elastyczna. - Przestań!
- Wyglądasz jak taka szmaciana laleczka na sznurku. No
nic tylko dręczyć. - Znów ponowiłam swój ruch, a Akemii zaczęła dyndać jeszcze
bardziej.
- Ekhm. - Sasuke przeszkodził mi w zabawie donośnym
chrząknięciem.
- Więc przedstawicie się, czy nie? – spytałam,
natychmiast się ogarniając. Śmieszna żałosność Akemii, śmieszną żałosnością,
ale trzeba było wziąć się w garść.
- Uchiha Itachi - przedstawił się mężczyzna z dłuższymi
włosami, zachowując kompletną powagę. A jeszcze przed chwilą odstawiał przede
mną jakieś plemienne tańce…
- Uchiha Sasuke.
- Bracia, hmpf - wiedziałam to od samego początku! Czułam
to! - Nazywam się Imai Sheeiren, a to Akemii - popatrzyłam na nią i ponownie
podśmiałam się pod nosem.
- Siostry?
- Nie! - odkrzyknęłyśmy w tym samym czasie.
- A już myślałem - zakpił i pokazał na nas palcem. -
Anioł i diablica.
- Gbur i idiota - skwitowałam, ironizując.
- Imai, ty niekulturalna dziewucho! - krzyknęła
Akemii, próbując rozwiązać pętlę, więżącą jej nogę. - Mogłabyś przynajmniej udawać,
że jesteś miła!
- Dokąd zmierzacie? - skierowałam swoje pytanie do
nowoprzybyłych, ignorując dyndającą Nikiro.
- Mamy pewne plany… - Sasuke zaczął coś mówić, lecz
kompletnie straciłam wątek, wpatrując się w Itachiego, który nagle zaczął
emanować jakąś siłą i pewnością siebie, przez co poczułam do niego coś w
rodzaju szacunku. Nigdy mi się jeszcze nie zdarzyło, aby szanować kogoś, z kogo
jeszcze chwilę temu jawnie się wyśmiewałam. Do dzisiaj. - Słuchasz mnie w
ogóle? - rzucił zirytowany Sasuke, a ja mrugnęłam kilkakrotnie oczami, aby się
obudzić.
- Yyy, nie - burknęłam, ganiąc się w myślach za jakieś
dziwne przypuszczenia.
- Zdejmij mnie! Zdejmij mnie!
- Bądź cicho, kiedy dorośli rozmawiają… - rzuciłam,
wściekając się na samą siebie, co było gorsze od wściekłości na Akemii.
- Zdejmij mnie, zdejmij! Niedobrze mi! - westchnęłam i
pstryknęłam palcami. Ponownie dziś nad blondynką pojawiła się chmurka, znów przemaczając
ją do suchej nitki - nie musiałaś tak drastycznie, tępa brunetko - fuknęła, a
we mnie pojawiły się niespotykane nigdy dotąd pokłady litości i zrozumienia, że
aż właśnie miałam zamiar się odwrócić i najprościej w świecie ją od tej liny
uwolnić, lecz ubiegł mnie Sasuke.
- Babskie problemy - chłopak podszedł do Akemii, która
przeklinała na czym świat stoi i kunai przeciął linę, łapiąc dziewczynę za rękę
tak, aby nie wyrżnęła głową o ziemię. Spojrzałam wtedy ukradkiem na Itachi’ego,
a jego wzrok zmroził mi krew w żyłach. Nikt jeszcze nigdy nie przeraził mnie
jednym spojrzeniem…. Aby zmienić tok moich myśli, zaczęłam rozglądać się za
Stefanem, który zniknął gdzieś, najwyraźniej nie mając ochoty zawierać nowych
stosunków międzyludzkich.
- Dobra - westchnęłam, poprawiając sobie kucyka - nasza
znajomość nie zaczęła się najlepiej, ale z każdej sytuacji można wybrnąć.
Jesteście z Konohy, tak?
- Tak - odparli zgodnie.
- Ile już jesteście w podróży?
- Miesiąc.
- Czyli dwa siedzieliście w Liściu?
- To chyba dość logiczne - prychnął Sasuke, a ja właśnie
w tej chwili doszłam do wniosku, że się nie polubimy.
- Nie wiem, co figuruje w twoim słowniku pod pojęciem
logika, więc pozwól mi się dowiedzieć, dobrze? - warknęłam, a wzrok Itachiego
ponownie ostudził mój temperament. Jedno spojrzenie tych czarnych oczu... Imai,
szanujmy się...
- Przejdź do sedna - rzuciła Akemii.
- Zrobimy tak - mruknęłam. - chodźcie do naszej wioski, a
raczej tego co z niej pozostało i tam na spokojnie porozmawiamy.
- Nikt nie będzie mówił mi, co mam robić - mruknął
Sasuke, przechylając głowę.
- Nie utrudniaj i chodź - powiedział Itachi, pokazując
ręką, żebyśmy już szły. Odwróciłam się w stronę Nikiro, która z całych sił
starała się nie patrzeć w stronę jednego z nich, a ja z dobroci serca
postanowiłam pomóc jej przed całkowitym upokorzeniem.
- Ruszaj się - złapałam ją za łokieć i lekko popchnęłam.
- Ej!
- Cicho - syknęłam. - masz. - Wyciągnęłam z kieszeni
połówkę czekolady i wcisnęłam jej w rękę. Dziewczyna nie była w stanie się odezwać,
a ja położyłam sobie palec na ustach, żeby nie zaczęła zaraz wrzeszczeć z
radości.
- A-a-ale jak? - szepnęła, pośpiesznie zdejmując resztki
opakowania.
- Zapasy - mruknęłam, dyskretnie patrząc, czy bracia idą
za nami. Akemii nagle przestała jeść i popatrzyła na mnie dziwnie.
- Dlaczego mi ją dałaś? - Wskazała na czekoladę.
- Bo miałam taki kaprys…
- A czemu nie podzieliłaś się nią ze mną wcześniej?
- Bo miałam inny kaprys. - Nikiro skończyła jeść swoją
czekoladę akurat wtedy, gdy pojawiła się przed nami brama - mam jakieś dziwne
przeczucie…- szepnęłam pod nosem, rozglądając się nerwowo.
- Ja też.
- To nie było do ciebie…
- Co nie zmienia faktu, że ja też mam przeczucie -
żachnęła się, a moje wrażenie czegoś zbliżającego się wielkimi krokami tylko
rosło.
- Będzie z nimi duży problem - mruknęłyśmy jednocześnie.
Lepiej niż chórki z teatrów.
- My się w czymkolwiek zgadzamy? - uniosłam pytająco
brew.
Akemii
Pamięć często nas zawodziła, nas – ocalałych. Wspomnienia
mieliśmy pogmatwane i niejednolite. Pamiętałam dziadka, jego opowieści,
bezustanną konkurencję wyższości między klanami Ame, a było ich całkiem sporo,
tych mniejszych i bardziej rozległych. Klan Imai stał w czołówce. Shinobi nie
tylko charakteryzowali się tam niewysłowioną siłą i kontrolą chakry, lecz byli
także doskonale wyszkoleni w walce wręcz oraz bystrzy. Niezwykle bystrzy.
Często nie brałam pod uwagę tego szczególiku, przez co doświadczałam wypadków
podobnych do tych sprzed chwili.
Mój dziadek snuł swoje opowieści. Pocieszał mnie, gdy
byłam przybita pozycją naszego klanu. Nikiro uznawano w Ame za nędznych
fanatyków religijnych, których bóstwem było rozgwieżdżone niebo. Wychowałam się
w tej kulturze, choć gwiazdom nie ufałam za grosz. Jednak dziadek robił, co
mógł, by zetrzeć smutek z mojej twarzy. Któregoś dnia, co pamiętałam doskonale,
powiedział, że klan Imai nie jest tak wyjątkowy i porównał ich do klanu Wioski
Ukrytej w Liściach.
Klanu Uchiha.
I faktycznie, dostrzegałam to podobieństwo. Właśnie
teraz, gdy rozkoszowałam się czekoladą i dyskretnie przyglądałam… braciom.
Ciekawe czy ta dwójka również obalała teorię przeciwieństw, jak było to w
przypadku Usuiego i Atsuiego. Możliwe, że mieścili się w większości, ponieważ
wyższy, z dłuższymi włosami wyglądał mi na niespełnionego romantyka. Cholera! I
nazwał mnie aniołem. Pomyślałam, że podam mu na tacę tysiąc okazji, w których
zgani się za poprzednie określenie.
Młodszy z Uchihów, Sasake – bodajże – był typem, który od
początku miał w moim liczniku minusową punktację. Ale podskoczyła, zupełnie
niespodziewanie, tuż po tym jak pomógł mi wyplątać się z ich własnej pułapki.
Przeklęci! Nieświadomie wręczyli Sheeiren kolejny powód, by ze mnie kpić. Nerwy
i wstyd związane z całym zajściem częściowo ujarzmiła czekolada… i fakt, że
Imai skora była podzielić się tym znaleziskiem, choć nie kryłam wściekłości za
ostatnie kostki tabliczki. W tych czasach, czekolada była rarytasem, podobnie
jak wanna, ciepła woda, owoc, warzywo, wszystko, co wyrastało z ziemi i nie
było skażone. Ale rarytasem była także zdolność, która niegdyś była
niedocenianą codziennością – możliwość wyczuwania buzujących energii shinobi.
Ciekawość paliła mnie tak bardzo, że nie mogłam się
powstrzymać. Przełamałam blokadę na podejrzanych typów i przystanęłam akurat
wtedy, gdy dostaliśmy się na główne gruzowisko Ame, te największe.
- Co jest? – zapytała Imai, miała dziwny humorek,
zważywszy na wyjęcie ostatnich kawałeczków czekolady.
Zignorowałam ją i wlepiłam spojrzenie w braci.
- Czujecie chakry?
Oboje wzdrygnęli się widocznie, a Imai zrobiła minę,
która pochwała moje pytanie. Wyższy z braci był wyraźnie zaintrygowany, zaś
Sasake przypatrywał się naprzemiennie mi i Sheeiren.
- Wy też nie? – zapytał, zniecierpliwiony ciszą.
Pokręciłam głową, z celowo nałożoną maską bezsilności.
Kiedyś brak tej zdolności byłby dla shinobi prawdziwą hańbą.
- Wracamy do średniowiecza. – Imai wsparła dłonie na
biodrach.
- Brak ciepłej wody, ryżu, owoców – zaczęłam wyliczać i
doszłam do wniosku, że nie zduszę tego w sobie. – Ale czekolada jakimś cudem
się odnalazła – rzuciłam kąśliwe.
- Niewdzięcznica – parsknęła Sheeiren.
Uchihowie najwyraźniej nie durzyli się w czekoladzie,
stopniem zbliżonym do mnie i Imai. Sasake wyraził na głos swoje teorie, w ogóle
nie skuszony smakołykiem:
- Widocznie wybuchy pozbawiły tego każdego ninja. I w
rezultacie musimy zastawiać pułapki, jak dzieci.
Trzeba być jeszcze większym dzieckiem, żeby w ową pułapkę
wpaść, ale tę myśl zostawiłam już tylko dla siebie.
Och, dobra… Imai musiała ją odgadnąć, bo zerknęła na mnie
z lekko uniesionymi kącikami ust. Menda! Czasami byłam niezbicie pewna, że
Imaiowie wcale nie są bystrzy, oni najzwyczajniej w świecie potrafią zaglądnąć
do ludzkich myśli, lecz zamaskowali tę zdolność pod zwykłym talentem
spostrzegawczości. Chociaż… to byłoby nietypowe. Od dawna wiadomo mi, że
potomkowie klanu Imai uwielbiają robić na widzach wrażenie swoimi
umiejętnościami. Nikt nie przepuściłby okazji, by udowodnić czyjąś niższość,
czytaniem w myślach.
- Hej! - Ocknął mnie wrzask. To Sasake.
Imai prychnęła pogardliwie i wyjaśniła mu:
- Do tego trzeba przywyknąć. Często tak ma.
- Jak mam? – wzburzyłam się.
- Nie można do ciebie dotrzeć, Nikiro. Ale, Uchihowie,
nie martwcie się. Jest na to sposób.
Choleria, pstryknięcie! Momentalnie czmychnęłam z wolna
formuującej się chmurce. Jako że znajdowaliśmy się na zewnątrz, Sheeiren miała
większe pole do popisu, poza tym, jak wspominałam wcześniej, osoby z krwią Imai
rozkoszują się w minach uznania oglądaczy, a Sheeiren niepodważalnie właśnie to
chciała wywołać na twarzach nowopoznanych.
- To już trzeci raz. – Próbowałam się uratować. Zbyt
dramatycznie, by można było wziąć mnie za twardą i odważną.
Uh, zimno! Ziąb chwycił mnie już po dwóch wcześniejszych
sytuacjach, a teraz z pewnością zamienię się w sopel lodu!
Chmurka mnie ścigała, ale kątem oka zanotowałam ruch
Sasake. Zjawił się przede mną, niewzruszony lewitującym nad naszymi głowami
chmurzyskiem i prawdopodobnie, bo niewiele widziałam, zgromił Imai wzrokiem,
który dzierżyła też ona sama.
- Głupek! – syknęłam na niego.
- Ty naprawdę jesteś niewdzięczna – powiedział cicho
przez ramię, a później zwrócił się do nas obu, donośnym, potępiającym tonem: -
Jeśli tak wygląda życie w Ame, to nie dziwę się, że niewielu przetrwało.
Skończcie zachowywać się jak dzieci i weźcie się w garść. Szukamy z Itachim
ocalałych.
- A my to co? – Znowu syk.
- Zdrowych umysłowo ocalałych – sprostował Sasake, a ja
ze złości nawet go nie ostrzegłam. Chłopak nie zauważył do tej pory
narastającej furii w oczach Sheeiren i wiedziałam już, co muszę uczynić, żeby
nie zmoknąć.
Cofnęłam się gwałtownie i właśnie w tej chwili, gdy
Sasake produkował się jeszcze kazaniami, z chmurzyska zaczął siąpić deszcz. Nie
minęła sekunda, a mżawka przeobraziła się w najprawdziwszą ulewę. Była bardziej
intensywna niż kubeł wody, którego zwykle wylewa na mnie Shee.
Zapadła cisza. Dla mnie była ona krępująca, dla Sheeiren
był to moment zwycięstwa, natomiast dla Itachiego (o ile dobrze zapamiętałam
imię) była to chwilka frajdy. Przez czysty przypadek zorientowałam się, że
starszy z braci patrzy na Sheeiren „tym” wzrokiem pełnym uznania, którego
żądała sprawczyni chaosu.
Odważyłam się na rzut oka w kierunku Sasake, zmieniłam
też pozycję, żeby polepszyć obserwację jego mimiki. Och, poczułam się winna
całej sytuacji.
- Sasake… - szepnęłam ostrożnie, jak do rozjuszonego
zwierzęcia.
Imai szczerzyła się zwycięsko, zamiast pomagać.
A Sasake spiorunował mnie tym wzrokiem, którym
piorunowano mnie regularnie od apokalipsy. Rany! Znoszenie ich weszło mi w
nawyk.
- Sasuke! – warknął.
- Wszystko jedno – mruknęłam, urażona jego intonacją.
Dobra! O ile nie dałam mu do zrozumienia, jak kosmiczny poziom może osiągnął
szał Imai, o tyle nie prosiłam Sa-su-ke o obronę. Jeżeli w ogóle obrona była
jego motywem głównym. Niestety bardziej prawdopodobna wydawała mi się próba
ukojenia napięcia między mną i Sheeiren.
Sasuke zebrał powietrze, napuszył policzki, przeczesał
nasiąknięte wodą włosy, a Sheeiren wreszcie zdecydowała się anulować technikę.
- Deszcz… - powiedział cichutko Itachi. – Interesujące.
- Itachi! – Sasuke podniósł głos, jak żołnierz w
szeregach, mimo że od jego brata dzieliły go mizerne dwa metry. – Mogę je
zabić?
Psiakość. Błyskawicznie wystrzeliłam w stronę Sheeiren, w
drodze zaopatrując się w zardzewiały kunai, z poszarpanymi krawędziami. Oj tak,
wyniszczona broń była następnym minusem apokalipsy. Imai widziała w tym plus;
mniej żyjących ludzi – mojego pokroju, rzecz jasna.
Zatrzymałam się za plecami Sheeiren i zacisnęłam ręce na
jej ramionach. Nie chowałam się jak owieczka! Potrzebowałam narady.
- Od teraz to nasi wrogowie.
- Nie – jęknęła, ale po ułożeniu ciała i ogniu w oczach
zorientowałam się, że marzy, by zanurzyć się w ferworze walki. Była jej
żywiołem, mimo połamanych i wyjedzonych przez rdze mieczy. – To nie nasi
wrogowie. Twój Sa-sa-ke, to tylko idiota, który przecenia swoje możliwości i
dyskryminuje innych.
Itachi odchrząknął.
- Prawda.
Sasuke roztrzepał włosy. Gdyby nie trafna uwaga mojej
współtowarzyszki, wzięłabym za gwiezdne bóstwo, o których uczono mnie w
rodzinie.
- Przystojniacy zawsze są idiotami – pomyślałam na głos.
- Nikiro, to drugi raz, w którym się z tobą zgadzam –
szepnęła zadowolona Sheeiren, lecz chwilę później jej wzrok spoczął na drugim z
braci. – Poniekąd – dodała.
- Zabiję je! – Sasuke zaczął się rwać do walki. Sheeiren
tylko podjudzała jego płomień, zapraszając go gestem dłoni. Kryłam się za jej
plecami jak tchórz, dlatego czym prędzej wysunęłam się na przód z tym
przeklętym, zużytym kunai. – Ją zabiję za tę chmurę, a ciebie… – Och, mówił do
mnie. Nie znosiłam, gdy na mnie krzyczano i prawdę powiedziawszy najchętniej
wróciłabym za swoją tarczę, którą była Imai. – Ciebie zabiję za… za…
- Głupotę – podpowiedziała Imai. – Nieuwagę, lekkomyślną,
nieodpowiedzialność…
- Jestem odpowiedzialna! – Odwróciłam się do niej
przodem, ze złości zaciskając pięści. – I uważna!
- To było bardzo uważnie z twojej strony, wpadając w
pułapkę. Zaplanował ją Sasuke, mam rację? – Wyjrzała zza mojego korpusu,
przybierając pozycję fachowej złośnicy. Skrzyżowane ramiona i wyzywające
spojrzenie – plan na sukces.
Itachi spojrzał z rozbawieniem na brata.
- Była na zwierzynę! – A ten zaczął bronić swojego
imienia. – Nie sądziłem, że jakiś człowiek będzie na tyle…
- Nieuważny – wtrąciła znów Imai.
Cholera, cholera, cholera! Potrzeba rozszarpania jej na
strzępy paliła mnie żywym ogniem. Niechaj się dzieje co chce, myślałam, krocząc
w jej stronę. Prawie tak złowróżbnie jak sama Imai.
- Ułatwię mu zadanie i zabiję cię wcześniej –
powiedziałam.
- Mam ci przypomnieć jak kończyły się kiedyś potyczki
klanu Nikiro i Imai? Nie pamiętasz wyników turniejów?
- Jestem inna od mojej rodziny!
- Racja. Oni byli bardziej uważni i rozsądni.
Zabrakło mi kontrargumentów. Rzuciłam się na nią,
uwalniając szarpiącą mnie od środka bestię. Gdy próbowałam dosięgnąć jej
końskiego ogona i dać jej solidną nauczkę, oczami wyobraźni widziałam miny
ważniaków z klanu Uchiha. Musieli zdębieć na ten widok, zwłaszcza, że zdrowo
myślący ocalały połączyłby swoje siły z towarzyszem w walce przeciwko intruzom.
Zdecydowanie byłyśmy wyjątkowe.
Ale gdy Imai mnie z siebie zrzuciła, do naszych uszu
dotarły przyciszone słowa Itachiego:
- Będzie z nimi dużo problemów.
- Jakbyś wyjął mi te słowa z… - Nie mogłam skończyć, bo
Sheeiren zachowywała się jak dzika zwierzyna, napadając na mnie po raz kolejny,
tym razem z odwetem.
- Myślałem, że ocaleni z Ame będą inni – bąknął Sasuke.
- Ale z tymi niezdrowo myślącymi będzie więcej zabawy.
Kto wie, pomyślałam, borykając się z ciosami towarzyszki.
Do zmroku brakowało jeszcze paru godzin, więc niewiele mogłam zdziałać swoją
chakrą. Musiałam polegać na własnej sile.
- Nikoro-sama, Imai-sama!
Nawet jękliwy głosik naszego balastu nie wytrącił nas z
ferworu bijatyki. Jak dzieci? Możliwe. Jednak nie żałowałam ani jednej chwili
przeznaczonej na bezmyślną walkę – właśnie z Sheeiren.
Hinata znieruchomiała pośrodku zdarzenia, a Sasuke
zauważając ją, przygotował w pogotowiu katanę. Jakimś cudem była nieskalana,
cudowna i czysta, przez co poczułam w sercu ukłucie zazdrości i, kiedy
przywołałyśmy się z Sheeiren do porządku, schowałam swoją broń najszybciej, jak
było to możliwe.
- Hinata! – odezwałam się bez sensu.
Udobruchałam Sasuke, gdy zrozumiał, że znamy tą kobietę.
Uchihowie szukają ocalałych. Dobrze, ale co zamierzali z
nami zrobić? Czekały nas jeszcze objaśnienia, bo przecież Usui i Atsui nie
wiedzieli nic o wizycie shinobi z Konohy. Potrzebowaliśmy czasu na uzgodnienia.
Ale oni tu byli, ci dwaj podróżnicy.
Czułam, że przyczynią się do wielkich zmian w naszym
życiu, a moje przeczucia rzadko mijały się z prawdą. Wprawdzie nie wiedziałam
czy mogę powierzyć im ciut mojego zaufania, ale Sheeiren reagowała na nich
całkiem przychylnie, a zwykle kierowałam się jej intuicją.
Pozostało mi wierzyć, że bracia, oprócz podróżników,
okażą się także naszymi wybawicielami.
AUTORKI
Akemii
Sheeiren
Hoł hoł hoł. Święta już
za pasem! Brakuje tylko choinki, bombek i prezentów! (W Kauflandzie są, zapamiętam
<3) A nie, to nie te święta xd Miło w piątek, miło w świątek. Dwa w jednym,
suprajs :D Teraz ja, teraz ja! No jak musisz ._. MENDA! Hmpf.
Są Uchihowie, są
potyczki (walki na śmierć na życie, a nie -.-”) (LOL, potyczki brzmią mądrze!) (sztywniara!)
Nikiro vs. Imai - jest wszystko! Nie ma czekolady (bo zjadłaś, do cholery!) No zjadłam, ale powinno być jej więcej! Ja tam wolę jogurty, od
czekolady się tyje :< Ty małpo przebrzydła, frajerze jeden! Nigdy nic
więcej ci ze swojego spichlerza nie odpalę! Będziesz mówiła: jestem głodna,
jestem głodna! A ja zamiast ciebie nakarmię Stefana! <foch> PFF, ja
niczego od ciebie nie potrzebuję, Imai! Miałabym jogurty w SWOIM spichlerzu,
gdyby nie to, że mają krótki termin przydatności do spożycia, a od apokalipsy
minęly trzy miesiące. GŁUPIA LOGIKA! NA CO ONA KOMU? Tak czy siak ja mam rację
;3 bo to ja mam swój smakołyk a ty nie <3 Epic win!
Shee, pięknie to
zakończ teraz! A na GG mnie przeprosisz. Wiesz, ja doceniam ludzkie starania,
ale nie polecam wierzyć w cuda. (To moja Droga Ninja! XD [padłam XD]) Na dłuższą
metę to nie pyknie xD
Kończ! Zamknij się ._.
Więc, tak. Yyy, kończę
:3 Pozdrawiamy <3
Ja nie pozdrawiam,
zepsułaś mi humorka :<<
Od tego jestem,
praktykuję to od urodzenia <3
Baaj :D
Ja, ja też chcę! Pa, kochani (Tak,
Shee, oni są kochani!)
Ja miałam skończyć!
Peszek.
Będziesz coś chciała…
Bywajcie!
Ohayo! :D
OdpowiedzUsuńZrobiłyście mi niespodziankę dodają ten rozdział akurat dzisiaj i muszę przyznać, że jestem z niej bardzo zadowolona. :)
Podobają mi się wasze dialogi. Cały czas kłótnie, LOLz.
Każdy owoc, roślina czy coś do jedzenia jest darem? :o Straszne warunki, mniej więcej jak na Ukrainie..xd
Ogólnie to zakochałam się w Sfefanie. "Dwa tygodnie temu doszedł do wniosku, że jego przeznaczeniem jest bycie światowym poetą, a że świata już nie ma, to przywłaszczył sobie przydomek “najlepszego poety” i czuł się z tym zadziwiająco dobrze." - ten tekst podbił moje serce. Moja nowa miłość. ♥
Zaskoczyło mnie to, że dziewczyny już się spotkały z Itachim i Sasuke.
"Saske" - gbur i Itachi -idiota <3
Coś czuję, że to będzie naprawdę dobra, oryginalna historia. ::)
Przepraszam za błędy, piszę z telefonu.
Buziaki! :*
Ohayo Zołczan ;3
UsuńStefan podbił twoje serce? Siedzi mi na ramieniu i mówi, że jest mu niezmiernie miło <3
Ukraina, Ukraina. Tu jest gorzej! Deal with it!
Musiałyśmy już spotkać się z Uchihami. Przecież nie czytacie tego dla nas, tylko dla nich. Nie oszukujmy się xD
Itaś <3 niach niach. Wy go dopiero poznacie xD
Dziękujemy za komentarz ;D
Ohayo. Oby komentarz się opublikował z telefonu, bo ześle gniew Jashina na nową technologię ._.
OdpowiedzUsuńOd dzisiaj moim ulubieńcem jest Stefan. Nie dość że imię wymiata to samo to iż jest on smokiem podbija moje czarne, zakute łańcuchami serce. Yuuki kocha smoki <3
Bardzo podoba mi się postać Akemii. Nie że Shee nie jest fajna, bo jest świetna. Ale Akemii jesteś moją kopią. Ja też jestem łajzą, zbieram duperele itd. Ale za to kocham czekoladę, jak Shee. Akemii połącz czekoladę z jogurtami, osiągniesz wtedy pełnię szczęścia xD
Shee! To prawda, że uwielbiasz Shingeki no Kyojin? Bo ja kocham, w szczególności paring Levi x Eren *o* Jeśli Akemii nie ogląda, trzeba będzie ją przekonać ^^
Pozdrawiam!
Ohayo!
UsuńAkemii zaraziła mnie SnK <3
Sory, ale Eren x Mikasa :3 Choć mogłabym się zastanowić nad Levim, którego cichociemnie wielbię! Nawet wisi u mnie na szafie <3 Niach niach niach *.*
Stefan?
Stefan ma pewne kompleksy i niekoniecznie potrafi się z nich wyleczyć. Aczkolwiek Shee mu na pewno nie pomoże xD
Ale mówi, że jak jeszcze kilku osobom się spodoba, to napisze dla was wiersz ;3
Tak, Akemii ma coś w sobie. W końcu jest moim Mistrzem <3
Pozdrawiam :D
SnK, Eren x Mikasa! <3 Ale no, Erenem i Levim nie pogardzę, przyznam.
UsuńPomyślę nad czekoladą i jogurtem, bo jogurtów czekoladowych nie znoszę (Tak Shee, możesz na mnie za to nakrzyczeć xD). Ale na pewno zanurzę czekoladę w jogurcie z mango, mm <3
Stefan robi karierę, powinien się cieszyć. Do smoka mu daleko, ale fanów zbiera.
A i dziękuję za pochwalenie mojej postaci. Ano, tworzę ją na swoje podobieństwo. Ale w pułapkę nie dałabym się tak łatwo złapać, jakby co!
Zochan i Yuuki, bardzo, bardzo dziękuję za komentarz! Same pewnie wiecie jak pozytywnie wpływają na zapał i nastrój człowieka <3
Bądźcie pozdrowione!
Hej, hej, wielmożna.
UsuńDo tego ostatniego, to brakuje ci tylko habitu.
W następnej notce wyzwę cię od niewiernej i przepowiem przyszłość w sutannie <3
Akemii do jogurtu mangowego dodaj chrupki czekoladowe! Chrzanic kalorie, to jest raj w gębie *o*
UsuńEren x Mikasa...nieszczególnie przyznam ;/ ja Mikase traktuje jak siostre Erena, a nie potencjalną ukochaną. Ale Levi x Eren (tak, Levi ma byc seme! (dobrze napisałam ? xD) !!!! KYYYYA!!! <3
Chwila moment, ta Hinata z Naruto żyje?! :O no foch, to ją zostawiłyście a Naruto i Sakury już nie??
Powiedzmy, że względem Hinaty mamy... niecne plany.
UsuńPowód pozostawienia jej w opowiadaniu po Apokalipsie ujawnimy dopiero później, hłehłe ]:>
Yuuki, lecę po chrupki, jogurt jest już w gotowości!
Napisz mi później na GG czy w komentarzu czy smakowało xD
UsuńMam identyczny gust muzyczny co wy/ty ;D. Już za samo to czytałabym waszego bloga. Two steps from hell, Globus i te sprawy ;D
OdpowiedzUsuńNiczego nie obiecuję, jestem wybredna... heh.
Poza tym, z doświadczenia wiem, że opko prowadzone przez więcej niż jedną autorkę umiera szybko. Z różnych powodów... Ale nie zapeszam, trzymam kciuki ;)
Pozdrawiam!!! Sarna
Stefan? Serio? A to nie miało być gdzieś indziej, że smok to jaszczurka przypadkiem? XD Tak swoją drogą, mój chomik nazywa się Stefan i nie wiem czemu, ale cały czas zamiast smoka-jaszczurki miałam przed oczami własnie chomika T_T To było dziwne doświadczenie, mój Stefan już nigdy nie będzie dla mnie tym samym chomikiem.... (będzie poetą!)
OdpowiedzUsuńTutejsza Akemii... hah, no nie mogę się oprzeć wrażeniu, że obie Akemii mają po prostu ten swój świat i swoje kredki :D I ta kobieta-krowa, przyznam szczerze, że teraz to i ja mam na nią schizy, więc chyba jednak utożsamię się trochę z Nikiro, choć myślałam, że bliżej mi do Shee. A Imai to już wgl inna historia xd Uwielbiam tę laskę, tę jej wyższość nad Nikiro, dzięki temu jest tak bardzo śmiesznie <3 I chmurka *q* Też chcę taki bajer!
Taaa, coś ostatnio nie mam weny na komentarze, wrrrr...
Pozdrawiam Was, Autoreczki! <3
Tam też będzie Stefan, nie bój żaby :3
UsuńWszyscy lubią Akemii, a Shee i tak wie lepiej i się nie zgadza xD
Tak, chmurka jest wyrąbista :3
Arigato <3
Wasz blog został pomyślnie dodany do spisu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
http://swiat-blogow-narutomania.blogspot.com/
Już kocham Stefana <3 kyaaa! ;3
OdpowiedzUsuńRozdział... śmieszny :D. Rozwalały mnie teksty Shee i Akemii, niemal ciągle się chichrałam ;P. Jestem ciekawa co wyniknie ze spotkania z Uchihami. Stworzą sobie jakiś sojusz, czy się pozabijają? :D haha
Lecę czytać next!
Będzie, będzie zabawa, będzie się działo i znowu nocy będzie mało! Czy Itachi nie mógłby założyć haremu? Weźźź sięęę podzielll, no! Kurna nie mogę z niego całkowicie! Teksty na podryw: mistrzowskie! Aż by się dała poderwać (tak wiem, zaloty nie były kierowane do mnie, ale marzyć można!)
OdpowiedzUsuńSzczerze myślałam, że jakoś energiczniej zareaguje na to, że Shee sobie pstryka palcami i nagle pojawia się chmura, z której pada deszcz. W sumie czekałam, aż w ekstazie pobiegnie pod ową chmurkę i zacznie tańczyć ze szczęścia... ale zapomnijmy o tym wyobrażeniu.
Przejdźmy może do Sasuke. Choleryk, no choleryk co tu dużo mówić. Ratuje Akemii, ale wiecznie w tej swojej kompletnej obojętności. Coś w stylu "To nie moja wina, robię to odruchowo". Ale podziękowań i tak się domaga!
Czeeeekolaaada <3 Mniam, ale nabrałam ochoty na to kaloryczne cudo, ale się powstrzymam. Idę czytać rozdział 2, także bye.
A co do SnK ja jestem totalnym odmieńcem, bo jestem za tym, żeby Levi i Mikasa się rozmnożyli. Z tego związku wyszłyby takie mistrzowskie dzieci!
"Woda w zielonej butelce" chciałabym to zobaczyć, niezły bym miała ubaw. Zobaczyć ciężko, może dacie przeczytać coś takiego?
OdpowiedzUsuń"Będzie, będzie zabawa..." aż mi się ostatnia impreza przypomniała (kelnerowałam na niej XD) a skoro już przy tym, Sheeiren, dlaczego zrobiłaś ze swojego tak zwanego "mensza" niezrównoważonego, psychopatę? O.o Myślałam, że żywisz go prawdziwym, uczuciem. W końcu Itachi to człowiek, który emanuje spokojem. Serio, jak słuchałam jego głosu przez pół godziny, to aż mi się spać zachciało. (nie zrozum źle, jego głos i on sam jest wspaniały) ("Ale Sasuke lepsiejszy!") (Nie czytaj tego, to tylko moje alter ego, Yuki)
No i na koniec: wredota, wredota, wredota. Jak ja uwielbiam wredotę. To jeden z lepszych materiałów na komedię.
Lofam was :3
o łaał.
OdpowiedzUsuńWy jako duet, jesteście niesamowite!
Książki są bardzo ważne! Ja rozumiem, że nie da się ich zjeść, no ale .. wiedza to wiedza i koniec kropka;d
Od dziś, obraz krowy z twarzą kobiety też mnie będzie prześladował.. (jak ja zasne? poza tym.. Hinata? ta, Hinata, czy zbieg okoliczności?)
Już pisałam, że lubie Shee (ehkem, w każdej postaci;d) silna, pewna siebie, przebojowa, to taki człowiek, za którym większość będzie podążać - nie ma nic lepszego od psychoanalizy bohaterów - w dodatku niesamowitą zdolność.. wybacz za uproszczenie, kontroli .. deszczu? Co ciekawe, Itachi uwielbia jak pada deszcz.., ah te przypadki.
Czekoladaaaaa *_*
Sasuke jak zwykle uroczy - "Mogę je zabić?", ale (uwaga) zapytał się jednak o pozwolenie xd
Akemii, natomiast, wydaje się blednąć przy swojej towarzyszce, roztrzepana, nierozsądna, ale jest też bezczelna, czuję, że nie raz pokaże na co ją stać. Nie bez powodu (chyba?) jest ukazanie jak od siebie się różnią.
Siła Shee, a z drugiej strony wiara Akemii - a wiara czyni cuda:)
Itachi i Sasuke.., ciekawi mnie czy tak wyszło, że starszy z braci względnie "przypomina" Akemii = wydają się osobistościami, dość niespotykanymi (ale gdy trzeba robią co do nich należy), a młodszy do Shee = twardo stąpający po ziemii, ((i jak ja lubie te nawiasy) samo "hmpf" o czymś świadczy, no i te kaprysy.. ) takie uzupełnienie charakterów, co? :)
Ohoo, niespodziewałam się, że Itachi wpadnie w oko Shee, a Sasuke Akemii ;d
(Yhym.. bolało jak spadłaś z nieba = klopsiki ... tak, tak, to po prostu zazdrość xd)
"Zdecydowanie byłyśmy wyjątkowe." - zdecydowanie, jesteście.
Tak jak mówiłam, duet(y - nie należy zapomnieć o braciach) pierwsza klasa ;d a poziom humoru zasługuje na złoty medal!
Brawo!
Nami
Rozwalacie system normalnie :D uwielbiam was, wasze poczucie humoru i to, że ten blog to tak naprawdę "wy" i wasz pomysł :D
OdpowiedzUsuń