A k e m i i
Wzdragałam się przed każdą próbą poproszenia
Sheeiren o pomoc, a tym razem, wyjątkowo miało to inny charakter. O ile zwykle
dawałam dyla przed złowróżbną chmurą, o tyle teraz wolałam, żeby deszcz mnie
obmył, patrząc na moje ubłocenie. Potrzeba była tak nagła, że naprawdę skłonna
byłam domagać się głupstwa, ale coś mnie powstrzymało.
Albo ktoś. Chociaż, biorąc pod uwagę wygląd i aurę,
którą rozsiewała wokół siebie ta osoba, pomyślałam nawet, że był to mutant –
krzyżówka człowieka i…
No właśnie, czego?
- Mnich? – Ostrożnie dobrałam słowa. Ten starzec
teoretycznie powinien z trudem utrzymywać się na nogach, bo i laska przecież do
czegoś mu służyła.
- Taki… pustelnik? – skonkretyzował Sasuke.
- Pustelnik?
- Odizolował się od społeczeństwa na własne życzenie,
żeby dalsze życie spędzić w samotności.
- Darujcie sobie tą filozofię. –
Sheeiren wyszła na przód z butnie napompowaną klatką piersiową. Od razu można
było wywnioskować, kto był tu swego rodzaju przywódcą, ale ta oczywistość nie
przemawiała do mnie w żadnym razie. Otarłam policzki z brei i nie zwróciłam
uwagi na wysyłane ku Imai spojrzenia zabójcy, których adresatem był Sasuke, po
prostu stanęłam u jej boku, a nawet jeszcze bliżej.
Miałoby to sens, jak najbardziej.
Ale wycofałam się z powrotem, spłoszona, bo mnich uniósł laskę bliżej niebu jak
fanatyk religijny, odprawiający rytuały. Przestraszyłam się, że chciał mnie
potraktować magią. Potem wzrok Sheeiren sprowadził mnie na ziemię. Magia nie
istnieje, podpowiedziało mi moje drugie ego. Znów zrobiłaś z siebie idiotkę,
Nikiro.
- Fenek – orzekł mnich, nie dodając
od siebie nic więcej. Co gorsza, spoglądał na mnie, a Imai powtórzyła tę
czynność wraz z Uchihami, jakby spodziewali się, że dokonano na Nikiro jakieś
transformacji.
Zajrzałam w dół, na swoje ciało.
- Wszystko w porządku –
wymamrotałam.
- Jesteś jak fenek! Ten co myśli,
że odważny i ten, któremu nigdy ten przejaw nie wychodzi na dobre. – Edgaro
rąbnął końcem kija między trawy, przez co stukot był stłumiony. Sasuke spojrzał
po nas, dając do zrozumienia, że nasz rozmówca postradał zmysły i powinniśmy
się stąd zmywać.
Ta alternatywa przypadła do gustu
Sheeiren.
- Miło nam staruszku – zaczęła. –
ale bardzo się śpieszymy. Zależy nam na czasie i nie możemy pozwolić sobie na
opóźnienia. Szukamy ocalałych – zdradziła nas, co nie podpadało pod jej zwyczaje.
Potem dosłyszałam resztę szeptu: – Zdrowych na umyśle ocalałych.
- Angora! – Staruszek doznał
olśnienia. Znów podniósł swój kij. – Taka, co wiecznie jest napuszona.
Spróbowałam to zinterpretować.
- Ja fenek. – Dzióbnęłam się w
pierś. – Ty angora. – A następnie pokazałam na Sheeiren.
- Tej też odbiło – skwitowała.
- Ma rację, ma rację – poparł mnie
mnich, wyraźnie rozpromieniony. Bracia Uchiha błądzili rękoma blisko broni, by
zaatakować, a ta wzmożona uwaga pogłębiła się, kiedy Edgaro obrzucił ich
wzrokiem zmrużonych oczu.
- Czepiak czarny – powiedział do
Itachiego. – Bierny obserwator.
Zaczęłam to ogarniać, po tym jak
padły te dodatkowe słowa, przypisane głupawej nazwie. Odkąd nasz spokój
zaburzył staruszek, Itachi nie wtrącił się do rozmowy niczym, oprócz jego dość
otwartych oględzin.
- To jakiś szyfr? – syknęłam do
Imai.
Chwyciła mój nadgarstek.
- Lepiej chodźmy dalej. Nie wiemy,
co się dzieje.
- Czyżbyś wierzyła, że rzuca na nas
czary swoim kijem?
- Wierzę, że tobie zaczyna się
udzielać jego szaleństwo! – odparowała, ciągnąc mnie na bok. – To może być
niezdrowe dla otoczenia.
Świetnie. Shee upatrzyła sobie w
nim wroga, potencjalnie zagrożenie. Chociaż nic nie skłoni jej, by wygłosić to
otwarcie, tkwił w niej jakiś tam zalążek, że, jeśli magia nie ma prawa bytu, to
ninjutsu wręcz przeciwnie i właśnie to mogło być bronią staruszka.
Edgaro dostrzegł, że zbieramy się
do ucieczki. A zatem wyłowił spojrzeniem oczy młodszego z braci i wyglądał tak,
jakby zaglądał Sasuke do duszy.
- Kazuara! – zabrzmiał osąd. –
Chroni terytorium. Armia jest kompletna. Możemy iść.
- Że co, proszę? – No i stało się.
Sheeiren wpadła w szał, nie byle jaki, bo rozłożone ironicznie ramiona i odbita
na twarzy niewiedza z dosypką agresji, nikomu nie wróżyła dobrze. Wiedziałam z
doświadczenia. – Jaka armia, do cholery? Przykro mi, ale to nasza drużyna
jest już kompletna i nie potrzebujemy nikogo ponad to. Ten cały szyfry zachowaj
dla siebie, a my w tym czasie ruszymy dalej szukać kogoś o zdrowym rozsądku. Z
tego towarzystwa, zgadzasz się tylko z Akemii.
- Hej! – Cisnęłam w nią zbutwiałą
gałązką. – Narażam swoje życie, żeby każdemu było ciepło tej nocy, a ty tak mi
się odwdzięczasz?! Porównując mnie do… niego?
- Narażasz życie? – zadrwiła,
unosząc gałązkę i na powrót mierząc ją we mnie. Osłoniłam się ramionami i
wzięłam następną ze stosu w ramionach. – Byłaś tylko po opał do ognia, Nikiro!
Sasuke dosypał swoje grosze:
- To dla niej narażanie życia,
wierz mi.
Piękne dzięki, pomyślałam, nie
śmiąc okazać wobec niego jawniej irytacji.
- Fakt, zapomniałabym. – Sheeiren
udała, że głęboko nad czymś rozmyśla. – Dla ciebie zwykłe oddychanie może
skończyć się śmiercią. Uważaj, żebyś nie nabrała za dużo tlenu, bo się
zapowietrzysz.
Bez namysłu rąbnęłam ją kolejną
zdobyczą z głębin lasu. To ją ocknęło, ponieważ nie zdążyła się osłonić,
a chropowata nawierzchnia obdarła jej skórę na przedramieniu. Zerknęła najpierw
na okaleczenie, później na mnie.
- Zapłacisz mi za to!
- Nie, nie, nie, nie, nie… - Wtedy
rozbrzmiała pieśń. Powtarzał to słowo w równych odstępach, tym samym, miękkim
głosem. To Itachi. Przytrzymał lgnącą ku mnie Sheeiren za skrawek ubrania i
dokończył dzieła: - Nie tutaj. Proszę was, dziewczęta.
- To ona zaczę… - zaprotestowałam,
ale Sasuke uciszył mnie gestem magika, a kiedy emocje osiadły, jego brat
polecił nam spojrzeć wprzód. Tam stał energiczny staruszek. Białka w oczach
miał popękane, a prawe czerwień pokryła już w całości. Z tępym uśmiechem
szeptał coś do kija.
- Zastanówmy się lepiej co z nim
zrobić – oznajmił Itachi.
- Zabić – podsunęła Imai.
Sasuke wziął jej stronę.
Ja przejawiłam swoją dobrotliwą
stronę.
- Może po prostu go zostawmy? To
biedna osoba. Nie bądźmy aż tak okrutni, by odbierać mu życie.
- Nie będzie z niego żadnego
pożytku, kiedy znajdziemy wystarczająco dużo ocalałych, by odnowić życie. –
Sasuke rzucił okiem na mnicha, z obawą, że mógłby przysłuchiwać się naradom.
Ale on najwidoczniej zwiedzał inny, odległy świat. Tam drewniane kije miały
moc, by gaworzyć z właścicielami.
Uch, trąbiło we mnie
człowieczeństwo. Pomimo apokalipsy, nie utraciłam go w takim stopniu jak krąg
towarzyszy, w którym się znalazłam.
- Pomoże rozwinąć religię –
zasugerowałam, lecz nikt nie przyjął tego z większym entuzjazmem. Dobra,
Akemii, spróbuj przedstawić coś, co przekona osoby ich pokroju. – Poza tym
zawsze jest szansa, że zanim uda nam się odnowić życie, ten staruszek zgnie pod
którymś z drzew, albo weźmie łyka z zatrutego strumyka. Jednym słowem: umrze.
Ich twarze od razu pojaśniały.
- Niech będzie. – Sheeiren dokonała
paru poprawek na węźle, który mocował jej koński ogon. – Nie utrudniajmy pracy
losowi, skoro i tak pochłonie to nędzne życie.
- Fenek jest taki dobry! – ucieszył
się mnich.
- Chyba cię polubił. – Imai trąciła
mnie łokciem. – Możesz mu potowarzyszyć. Nikt cię z nami nie trzyma.
- Jest nawigacją – wtrącił się
Sasuke. – Dzięki niej szybciej znajdziemy ocalałych. Nie możemy pozwolić sobie
na jej utratę.
- Aleś ty sztywny! – prychnęła. –
Właśnie zaprzepaściłeś okazję pozbycie się jednej z wielu gęb do wykarmienia.
Sasuke zaczął się z nią wykłócać, a
ja potulnie stanęłam z boku. To nie tak, że brak mi honoru, by bronić mienia
Nikiro, lecz z drugiej strony nie przestawały frapować mnie te pojęcia, którymi
zasypał nas mnich. Kiedy go wymijaliśmy, spróbowałam odszyfrować coś z jego
oczu. Wielkich, brązowych i wesołych, jak oczy pięciolatka, który budzi się w
dzień rocznicy urodzin i widzi, że nikt z bliskich nie stał się ofiarą
apokalipsy.
Och, ludzkie dylematy. I marzenia.
- Akemii! – ryknął Sasuke. Jeny,
przez tę nagłość, niemalże w niego uderzyłam. – Prowadź.
- Zaszczyt – mruknęłam,
prześlizgując się pomiędzy nimi. – Prawdziwy zaszczyt.
- Jest pierwsza gwiazda, ale.. –
Itachi przystanął na moment, by móc ją wypatrzyć na tle nieba.
- Jak to działa? - spytał już
spokojniej Sasuke. Było jeszcze dosyć jasno, ale i tak pierwszy punkcik migotał
już na całunie. Jeden w zupełności wystarczał. Uśmiechnęłam się frywolnie.
- Zaraz zobaczysz.
S h e e i r e n
Sceptycznie popatrzyłam na Nikiro,
która właśnie nabrała wiatru w żagle i szykowała się do jednego z nielicznych
wywodów o rzeczy, o której miała jakieś szczątkowe pojęcie.
- Druga też już się pokazała -
mruknął Sasuke, wskazując palcem na niebo. Akemii oparła ręce na biodrach,
nabierając ułudnej pewności siebie.
- One mnie słuchają.
- Tak jak mnie deszcz -
westchnęłam.
- I…
- Zbierajmy się już - przerwał jej
Sasuke.
- Ale miałam wam opowiedzieć… -
oponowała cicho i gdyby była szczeniakiem mogłabym spokojnie powiedzieć, że
wyglądała jak zbity pies.
- Zrobisz to potem, chętnie cię
wysłucham - odparł, zapatrując się w nieboskłon. Oj, proszę. Brakuje jedynie
ogromnej tęczy i biegnących po niej jednorożców, aby w jakiś sposób
odzwierciedlić radość, która niespodziewanie napadła blondynkę.
- Cieszę się waszym szczęściem, ale
to nie czas. - Popatrzyłam na Nikiro, mając wrażenie, że właśnie układała w
głowie mowę, której wysłucha Sasuke.
- Angora za mną nie przepada. -
Mnich wyglądał jak kupka nieszczęścia i przez chwilę zrobiło mi się go szkoda.
Ale tylko przez chwilę.
- Pałam szczerą miłością, tylko
skrzętnie to ukrywam - zaintonowałam śpiewnie, ironizując.
- My się żegnamy - powiedział
Sasuke i odwrócił się, ponawiając marsz.
- Mogę wam udowodnić, że nie jestem
zwykłym starcem! - krzyknął, uderzając laską o podłoże, a w jego oczach
pojawiła się jakaś dziwna zaciętość.
- Tak? - odezwał się Itachi,
czujnie lustrując jego sylwetkę. Uch. Na przyszłość będziemy musiały iść z
Akemii z przodu. Uchiha będzie mnie jedynie rozpraszał, jeśli będę miała go
przed sobą.
- Ty masz chorą nogę. - Szybko
obróciłam głowę w jego stronę.
- Nietrudno to zauważyć -
prychnęłam. - jest owinięta bandażem.
- To jest profesjonalny opatrunek -
rzucił Itachi, podciągając rękawy koszuli.
- Znowu zaczynasz?
- Stwierdzam fakty. - Znowu zaczął
mówić tym chłodnym, beznamiętnym tonem, który przyprawiał mnie o ciarki.
Nic nie wiedziałam o przeszłości tych braci, lecz odnosiłam wrażenie, że nie
byli przepisowymi obywatelami Konohy.
- Tak… - mruknęła Akemii, chcąc
przerwać ciszę.
- Fenku, nie denerwuj się - rzucił
staruszek, a ja spojrzałam na niego spod byka. Muszę trzymać Nikiro przy sobie.
Jeszcze mu zaufa i na tym straci, a ja zyskam chrześnicę.
- Hai, hai…
- Mogę ci ją uleczyć - ponownie
zwrócił się w moją stronę.
- Yhym - zlałam go - idź już stąd,
naprawdę mam dość.
- W jaki sposób? - Znów Itachi
zniszczył mój plan rozbicia obozu i wyeksportowania stąd starca.
- Jestem błogosławionym mnichem. -
Jego oczy zaszły mgłą, a on sam mocniej ścisnął laskę. - razem z Eleonorą
zbudujemy nowy świat!
- Eleonorą? - prychnął Sasuke.
- Tak. To jedyna w swoim rodzaju
wielofunkcyjna laska.
- ...
- Może jednak go weźmiemy? -
zaoponowała Akemii.
- Będzie nas tylko spowalniał -
Sasuke szybko ostudził jej zapędy, a ja zagryzłam dolną wargę, cholera.
- Więc ulecz mi kostkę. Jeśli to
zrobisz, będziesz mógł iść z nami. – Podniosłam ręce w pokojowym geście. -
Wszyscy za? - Itachi patrzył na mnie z rezerwą, Sasuke niepewnie, a szczęka
Nikiro, gdyby mogła, to opadłaby do ziemi.
- Czy ty właśnie spytałaś się nas o
zgodę? - Aby bardziej zaakcentować swe zdziwienie, aż zapiszczała z wrażenia.
- Kuso - przeklęłam. - wiedziałam,
że jak zdecyduję sama, to pójdzie szybciej.
- Ale ty jesteś zabawna. -
Spojrzałam na starszego Uchihę, którego nastrój właśnie uległ zmianie.
- Tak? To bawcie się wy
wszyscy sami - warknęłam i usiadłam po turecku na zimnej ziemi. A walić to.
Hmpf. Obraziłam się.
- Uleczę ci ją. - Podniósł rękę do
góry, dziwnie nią wymachując - ale nie teraz.
- Albo teraz albo wcale - mruknął
Sasuke.
- Nie mo…
- Więc się zbieramy. - Uchiha
ponownie dziś się odwrócił, a ja popatrzyłam krytycznie na mnicha. Był starcem
z laską o imieniu Eleonora, ubranym w stary worek po ziemniakach. Ukazał nam
się w chmurze pyłu i właśnie zaproponował, że uleczy mi nogę. Spojrzałam na
Itachiego, który również nie ruszył z miejsca. Również czuł, że nie był to
zwykły człowiek. - No halo! Ja tu czekam! – Sasuke przystanął i wyrzucił ręce
do góry, aby dać nam do zrozumienia, że jednak się zniecierpliwił.
- To czekaj - fuknęłam, zakładając
ręce na piersi.
- Zaraz się zdenerwuję!
- Spokojnie Sasuke… - Akemii
podeszła bliżej niego, ze stoickim spokojem na twarzy.
- Nie! Chcę już iść!
- A ja chcę gwiazdkę z nieba -
syknęłam.
- To akurat mogę ci załatwić -
Nikiro przekrzywiła głowę. Cholera, użyłam złego porównania.
- No możecie?!
- Złość piękności szkodzi, a ty nie
masz czym szarżować, także szanuj się - odparł Itachi, a ja się zaśmiałam. To
był pocisk na miarę Imai.
- Ty jej coś dałeś? - Akemii
konspiracyjnie zwróciła się do Itachiego, który wyraźnie nad czymś rozmyślał.
- Nie, ale też mam wrażenie, że coś
brała.
- Spytała się nas o zgodę i do tego
właśnie się zaśmiała...
- Jak ja was zaraz! - Sasuke znów
się uniósł i wyglądał jak iście kipiący wulkan. Spojrzałam przelotnie na
mnicha, który przysłuchiwał się naszej rozmowie i również obserwował kłócących
się braci, kiedy Itachi z rozwagą wymalowaną na twarzy ucieszył brata gestem
ręki. - No co?!
- Z tego co się orientuję, to
mieliśmy tu spać. Gdzie ty się Sasuke wybierasz? - ten spokojny, cierpliwy ton.
Uch, to takie irytujące.
- Yyy, ja...
- Nie słuchaj się tych
zaczarowanych duszków - prychnął.
- Czego? - spytałam.
- Itachi, nawet się nie waż!
- Sasuke jak był mały, uciekł raz z
domu i panie czatujące pod latarniami bardzo go zainteresowały.
- Przestań... – Na jego twarzy
wymalowało się zrezygnowanie.
- I chodził po całej wiosce,
poszukując "przepięknych pań duszków w ładnych ubrankach". - Znów się
dziś zaśmiałam, zakrywając usta dłonią. - które de facto istniały już później
tylko w jego umyśle.
- Musiałeś? - warknął zrezygnowany
Sasuke, siadając na pamiętnym pieńku.
- Musieliście mieć fajne
dzieciństwo - rzuciłam, a ich miny jak na zawołanie zrzedły. Oj, czyżbym
powiedziała coś nie tak...?
- Aaa! - Krzyk Akemii przeszył
powietrze. Właśnie, Nikiro. Czemu się nie odzywałaś?
- Co ty robisz? - wydukałam,
patrząc na nią.
- Dziecko szatana, szatana! –
wrzasnęła, wznosząc ręce do góry.
- Hę? - Sasuke uniósł jedną brew do
góry, a Itachi pozostał niewzruszony.
- Patrzcie! - krzyknęła, rzucając
coś w naszą stronę, na co chłopaki odruchowo odskoczyli, a ja zrobiłam przewrót
w tył z siadu.
- Czy tobie już całkowicie odbiło?!
- wrzasnęłam. W tym momencie przed nami pojawił się olbrzymi hologram.
- Więc nie przyjęliśta mnie godnie,
niewierni! - Przed nami ukazała się podobizna mnicha, a jego głos otoczył
nas ze wszystkich stron. - Teraz już nie wiem, czy chcę was ratować! -
Staruszek obruszył się, odwracając głowę na bok. - Jedynie Fenek mnie
zaakceptował i to on będzie tym, który uratuje wszystkich! - Popatrzyłam
na Akemii, która jak urzeczona wpatrywała się w obraz, na Sasuke który był tym
zaintrygowany i na Itachiego, który patrzył się... na mnie. Szybko spuściłam
wzrok. Kuso! - Będę was dziś obserwował! Jeśli zasłużycie, to wrócę! Niech
Lisica będzie z wami! – Mnich spuścił wzrok i zwrócił się szeptem do laski: – I
jak Eleonora? Powiedziałem im trochę, nie? No ja nie wiem, co ta burżuazja.
Rozkokosili się, no. Ale bę… - Znów spojrzał w naszą stronę, a jego mina
wyrażała czysty szok. – Cholercia, nie zszedłem z wizji… - mruknął i hologram nagle
zniknął, a między nami zapadła cisza.
- Dziwne… - Ciche bąknięcie
nadeszło ze strony Itachiego, lecz nie zamierzałam się tym w ogóle interesować.
Ludzie niepełnosprytni tak czasem mają – Powietrze jest… dziwne.
Powietrze?
- Śmierdzisz. Nic nowego - mruknęłam
w jego stronę, a on jedynie zgromił mnie wzrokiem.
- Akemii - Sasuke zwrócił się do
blondynki, ostrożnie dobierając słowa - o czym ty z nim rozmawiałaś?
- O naszej niepewnej przyszłości!
- Czy my właśnie zaczynamy
wariować? - spytał Sasuke, a mi nagle zachciało się spać, więc aby nie usnąć na
siedząco, wstałam.
- Nie sądzę - odparł Itachi ze
spokojem.
- Odstraszyliście go! - Krzyk
Akemii spowodował, że aż odwróciłam się w jej stronę.
- Nie dramatyzuj - fuknęłam, robiąc
krok do przodu. Szybko się jednak zatrzymałam. Krok w przód, krok w tył.
- Nie boli cię? - Itachi
zwrócił się do mnie, a ja podskoczyłam, żeby się upewnić, że wszystko
było w porządku.
- Nie - powiedziałam ostrożnie,
patrząc na Nikiro.
- On dostrzegł we mnie coś
prawdziwego, coś pięknego. A wy? - Chyba zrobiło jej się smutno. Nawet
Sasuke popatrzył na nią pobłażliwie.
- Musimy pogadać - powiedziałam
cicho do Itachiego, po czym zwróciłam się do reszty - Będzie padać. Macie czym
się okryć w nocy?
- Tak. Noszę ze sobą duży
czteroosobowy namiot i komplet parasolek - fuknął Sasuke.
- Dobrze, więc będziecie moknąć -
mruknęłam cicho, nie przejmując się już ich przyszłym mokrym problemem.
- Hmpf.
Wzięłam swój plecak i wyjęłam z
niego koc. Emocje Akemii trochę opadły, gdy zaczęła wykonywać podobne
czynności.
- Idę pogadać z Itachim na temat
tego mnicha.
- Czy ty kiedykolwiek będziesz dla
kogoś miła? - Poprawiła grzywkę, patrząc mi prosto w oczy. Zapewne miała na
myśli mnicha.
- Nie byłam niemiła. Byłam szczera.
Jeśli prawda jest przykra to... mówi się trudno.
- Bezpośredniość nie zawsze jest
dobra.
- Dobro to pojęcie względne. -
Usiadłam na kocu, który podłożyłam reklamówkami znalezionymi jeszcze w Ame.
- Oj dość mam już, okej? – chyba
odebrała to z mojej strony jako atak na jej osobę, kiedy ja wcale nie chciałam
wszczynać kłótni. Eh. Nikiro była wymizerniała, zmęczona i samotna. Nie wiem
kim dla niej byłam, najprawdopodobniej nikim, więc ona rzeczywiście mogła czuć
się osamotniona. Nie chciała opuszczać wioski, a zrobiła to, bo… w sumie
dlaczego to zrobiła?
- Chcesz pogadać? - spytałam,
obserwując chłopaków również wyjmujących swoje koce.
- Chy-chy-chyba nie - jęknęła,
podciągając kolana pod brodę.
- Jeśli wolisz Stefana, mogę go
przywołać.
- W sumie to możesz. - Wyjęła
dodatkową bluzę i okryła się nią. Spojrzałam w bok, gdzie Sasuke właśnie
podpalił stosik ułożonego drewna.
- To ty wyciągnij suszone mięso.
Zaszalejemy. - Uśmiechnęłam się do niej lekko, nie chcąc żeby popadła mi tu w
jakąś depresję.
- Okej.
Skupiłam się, składając odpowiednie
pieczęci, a po chwili Stefan wyłonił się przed nami z pyłu.
- Co tam, lejdis?
- Co ty masz na sobie? - spytałam,
a Akemii wybuchła śmiechem.
- Mamuśka mi dała. - Wypiął pierś
do przodu, poprawiając hawajski szal na szyi.
- Dobra, mniejsza – mruknęłam. –
Rozśmiesz ją jakoś – rzuciłam cicho i wstałam z koca. Byłam już prawie sucha po
tym, jak Itachi wykończył mnie moją własną trchniką, więc również wyjęłam z
plecaka jakąś czarną bluzę z jednym naderwanym rękawem, gdyż nowości było brak,
bo od trzech miesięcy wszystkie galerie niespodziewanie zostały zamknięte.
Przeciągnęłam się i podeszłam do
Uchihy, który samotnie siedział pod drzewem, gdyż Sasuke czatował przy ognisku,
zapewne nas nie słysząc, a Akemii wdała się w pogawędkę ze Stefanem.
- Uch - sapnęłam i usiadłam na
zgniłozielonym kocu nadpalonym w kilku miejscach. Itachi nie zwrócił na mnie
uwagi, gdyż namiętnie pisał coś na wolnych kartkach, leżących na jego kolanach.
A to szlachta. Mają papier i długopis, a co mamy my z Nikiro? Siebie i siebie i
ewentualnie siebie - podpowiadała mi druga Shee, siedząca w mojej głowie.
Jesteśmy żałosne.
- Masz jakąś konkretną sprawę? -
spytał, nawet nie podnosząc głowy. Zmrużyłam oczy, lecz on nie mógł tego
zobaczyć. Powód pierwszy - nie spojrzał na mnie nawet przelotnie. Powód drugi -
ściemniło się już prawie całkowicie, a naszym jedynym źródłem światła było
ognisko. Jak on mógł coś widzieć w tych ciemnościach w takim stopniu, aby jeszcze
pisać?
- Yhym - odparłam, skontrolowawszy
przelotnie stan Akemii. Nie wiele widziałam, lecz jej śmiech przedarł się przez
wszystkie inne odgłosy. No. Kamień z serca.
- Więc?
- Co robimy z tym mnichem? -
Chłopak przerwał pisanie i na krótki moment zawiesił na mnie swój wzrok.
Moment. Dlaczego jego tęczówki były czerwone?
- Od kiedy pytasz się mnie o
zdanie? - sarknął, prostując się.
- Ty też? - mruknęłam zirytowana,
że to kolejna osoba która mi to mówi, bawiąc się jedną z wielu gałązek, które
przytachała tu Nikiro.
- Stwierdzam fakty.
- Powtarzasz się. - Złamałam
gałązkę i w tym momencie moje dobre nastawienie do czegokolwiek ulotniło się.
Też odczułam już naszą wędrówkę i konsekwencje podróży w nieznane.
- Czy wiesz, że kobieta ma w życiu
trzy okresy? - Zmrużyłam oczy, widząc na jego ustach ten perfidny uśmieszek
satysfakcji na myśl, że zaraz mnie upokorzy - W pierwszym działa na nerwy ojcu,
w drugim mężowi, w trzecim zięciowi. - Podłożył sobie ręce pod głowę, a żyłka
na moim czole zaczęła niebezpiecznie pulsować.
- Czy ty sugersujesz, że cię
denerwuję?
- Nie, dlaczego? - Jak ja
nienawidzę spokojnych ludzi! Ten czas, kiedy ja kipię ze złości, a oni patrzą
na mnie obojętnie, wr!
- To w takim razie do której ty się
zaliczasz, co? - fuknęłam, podnosząc z ziemi kolejną gałązkę.
- Do swojej.
- Kiepskie.
- Niby dlaczego? - Przymknął oczy,
aby jeszcze bardziej dać mi do zrozumienia, że nie miałam tu czego szukać. Uch,
faceci.
- Nie masz co powiedzieć, więc
rzucasz najbardziej oczywistą odpowiedź, aby tylko wybrnąć sytuacji - odparłam,
szukając wzrokiem kolejnej gałązki, którą mogłabym torturować.
- Kiedy ja mówię prawdę.
- Odpowiedz mi na jedno pytanie i
już mnie nie ma. - Otworzył oczy, gdyż to ultimatum musiało mu bardzo pasować.
- Nie wiem, co robimy z mnichem -
odparł, zapatrując się w ogień - lecz myślę, że jeśli jeszcze się pojawi,
powinniśmy z nim poważnie porozmawiać. - Westchnął i popatrzył na mnie w taki
sposób, jak patrzy się na niesforne dzieci. - Następnym razem trzymaj język za
zębami. On mógł być niebezpieczny.
- On, niebezpieczny? - podniosłam
jedną brew, ciskając te gałązki w cholerę.
- Nie doceniłaś przeciwnika. Rada
na przyszłość: polecam to zmienić. - Znów zamknął oczy, a, a mi zrobiło się
przykro. Głupia Imai. Ty wiesz, że on ma rację, ale i tak zrzucasz winę na
niego tylko i wyłącznie dlatego, że powiedział ci prawdę. Shee, jesteś żałosna.
- Jeszcze jakieś mądrości życiowe?
- spytałam chłodno, gdyż moje małe zapomniane serduszko poczuło się urażone.
Nie musiał mówić tego tak bezpośrednio.
- Nieprzypadkowo rzeczownik maruda
jest rodzaju żeńskiego… - ponownie kącik jego ust uniósł się lekko do góry, a
do mnie dotarła tragiczna prawda. On ze mnie kpił…
- Szowinista - fuknęłam, wstając.
Przez chwilę walczyłam ze sobą, lecz w końcu spytałam - mógłbyś dać mi jedną
kartkę?
- A niby po co? - Myśl Imai, myśl.
Nie, wcale nie robisz tego, żeby poprawić Nikiro humor, bo Sasuke do niej
podszedł, a ty nie chcesz swoją obecnością czegoś zepsuć. Nie, wcale.
- Po prostu jej potrzebuję -
odparłam po zbyt długiej przerwie.
- Nie potrafisz rysować -
stwierdził, pocierając sobie dłonie.
- Skąd ten wniosek? - Okej, fakt.
Do rysowania miałam talent na poziomie wręcz ujemnym, ale skąd on to wiedział?
- Masz w sobie tyle delikatności,
co słoń w składzie porcelany i nie grzeszysz cierpliwością, która jest do tego
niezbędna. - Zaniemówiłam, zaciskając usta w prostą linię. No cham i prostak.
Nie wiem Nikiro, co ty mi dasz za to, że właśnie robię z siebie idiotkę, przed
facetem, który w tym przypadku grzeszy byciem przystojnym. Awrrr. Jakie to
problematyczne.
- Miło - skwitowałam go spokojnie.
Spodziewał się chyba kolejnego wybuchu, ale całą siłą woli się od tego
powstrzymywałam. Imai, spoko, luz. On jest tylko irytujący - dasz mi tę kartkę,
czy nie? - popatrzył na mnie sceptycznie, lecz wziął w palce jedną.
- Opłaci mi się to?
- Wątpię.
- Więc masz. - Wyciągnął rękę w
moją stronę. - Cenię sobie szczerość.
Hmpf.
- Dzięki - rzuciłam i ruszyłam ku
swojemu kocowi, gdzie siedziała Akemii. Stefan gdzieś zniknął, a Sasuke na mój
widok wstał natychmiast i skierował się do brata, omijając mnie szerokim
łukiem.
- Nikiro? - mruknęłam, gdy byłam
pewna, że żaden z nich mnie nie słyszał. - Czy ja śmierdzę? - Blondynka
wybuchnęła szczerym śmiechem, a ja zmarszczyłam brwi i podminowana usiadłam.
- Hę?
- Bo ja chyba facetów odstraszam...
- Nie wydaje mi się, ale wiesz… -
Po tych słowach znów się zaśmiała.
- Tak mi dziękujesz? - syknęłam,
wyciągając w jej stronę kartkę.
- Kyaaa! - krzyknęła, rzucając mi
się na szyję. Po chwili musiałam ją od siebie odklejać.
- Okej, okej. Dziękuję Sheeiren by
wystarczyło, serio - stwierdziłam, sięgając po kawałek suszonego mięsa, a w tym
momencie pierwsza kropelka deszczu spadła na moją dłoń. Oho, zaczyna się.
- Gomen. - Uśmiechnęła się. Uh. Jak
jej niewiele wystarczyło do szczęścia.
- Nie myśl, że to tak
bezinteresownie. - Popatrzyła na mnie jednoznacznie, a ja pokazałam jej język -
wiem, że interesujesz się zwierzętami, więc myślałam, że możesz narysować tu te
zwierzaki o których mówił mnich. Na pewno wiesz, jak wyglądają.
- No wiem - ziewnęła przeciągle, w
akompaniamencie dźwięku deszczu, a ja podniosłam dłoń. Widziałam, jak jej oczy
szybko się rozszerzyły, praktycznie wyskoczyły z orbit, gdy pstryknęłam - Shee,
za co… - jęknęła cierpiętniczo.
- Nie spinaj - ruszyłam
kilkukrotnie brwiami w górę i w dół, a jej mina wyrażała czyste zagubienie.
- Gdzie jest ta twoja zapłata, hm?
Dopadnie mnie, kiedy wstanę, czy jak?
- Nie. - Westchnęłam - Dzisiaj będę
cię chronić przed wodą.
- Shee? - Odsunęła się lekko. - To
ty? Gdzie jest moja Imai?
- O czym ty znowu mówisz…
- Jesteś zbyt miła, stanowczo zbyt
miła.
- Mam dziś dzień dobroci dla
zwierząt - sarknęłam, szukając w plecaku suchych skarpetek. Jedna jest szara, a
druga czerwona. Kolejny krzyk mody.
- W końcu jestem fenkiem -
zironizowała i tym razem ja popatrzyłam na nią dziwnie.
- Czy ty właśnie użyłaś ironii?
- Iyee. Na pewno nie. - Uciekła
wzrokiem gdzieś na bok, a ja byłam zbyt zmęczona, żeby bardziej ją dziś gnębić.
Deszcz potęgował się, a my z Akemii suchutkie siedziałyśmy sobie spokojnie pod
moją chmurką, w ciepełku dodatkowych bluz i walczącego o przetrwanie ogniska.
Oparłam się o drzewo i patrzyłam jak Nikiro oparła na czymś kartkę, po czym
gałązką i błotem zaczęła rysować. A Ame większość budynków została
naznaczona jej pasją. Ona wszędzie potrafiła coś namalować i to nie byle jak,
więc w spokoju i ciszy zaczęłam rozglądać się dookoła.
Spojrzałam przed siebie i ponad
łuną ogniska dostrzegłam braci. Deszcz już nie siąpił, lecz jedynie przybierał
na sile, a ja tylko czekałam na ten momenct, kiedy będą musieli poprosić mnie o
pomoc. Wyraźnie kłócili się między sobą. Znaczy się Sasuke się burzył, a Itachi
ze stoickim spokojem mu odpowiadał. Czy ten człowiek nigdy nie jest
zdenerwowany?
- Sheeeireeen! - krzyknął Sasuke. -
To twoja sprawka?!
- Nie! - odkrzyknęłam i
uśmiechnęłam się pod nosem.
- A tak serio? - spytała Akemii,
odrywając się na moment od swojej pracy.
- Serio, serio.
- Niech cierpią… - Odwróciłam głowę
w jej stronę i poczułam, że mój okropny charakter przelewa się powoli na tę czystą,
cichą istotkę. Boże, jakie to piękne!
- Zaczynasz się wyrabiać, Nikiro. -
Wyciągnęłam rękę w jej stronę, a ona przybiła mi piątkę.
- Sheeeireeen! - Sasuke znów
krzyknął, lecz tym razem nie miałam zamiaru mu odpowiadać. Nie będę się drzeć,
oj nie. Spojrzałam na bok, gdzie na kartce pojawiały się już kontury jakiegoś….
królika?
- Mogłabyś? - Itachi nagle pojawił
się przede mną, a ja odsunęłam się odruchowo.
- Kiedy ja nie wiem, o czym ty
mówisz - odparłam całkowicie spokojnie. O tak, Imai. Tylko spokój cię uratuje.
- Zrób też nad nami taką chmurę -
mruknął, kucając.
- A po co? - Zrobiłam smutną minę.
- Przecież Sasuke ma czteroosobowy namiot i komplet parasolek.
- No właśnie - potwierdziła Akemii.
Czy zmęczona robi się wredna?
- Zrób to i nie gadaj - mruknął.
Podniosłam rękę i pstryknęłam. Druga chmurka zmaterializowała się nad miejscem,
gdzie spali chłopcy, a Itachi odszedł bez słowa. Cham i prostak.
- Ona nie jest normalna, prawda? -
spytała Nikiro. - Na pewno nie jest - odpowiedziała sama sobie. - Może siąpi z
niej jakiś trujący deszcz? Albo co jakiś czas strzelają z niej błyskawice?
- Nic z tych rzeczy - odmruknęłam,
rozglądając się za Stefanem.
- Kłamiesz… - złożyłam pieczęci i
ponownie wezwałam smoka do siebie.
- Shee! Coś ty zrobiła?! -
krzyknął, lądując na moich kolanach.
- No co…
- Wiesz, że ja już ją prawie
miałem?! Już w swoich ramionach ją tuliłem, blisko byłem! A ty co?! - wyrzucił
ręce do góry. - A ty… pozbawiłaś mnie tej miłości!
- Przynaj się, kim ona była? -
spojrzałam na niego kpiąco.
- No tą, no…
- Gałęzią, listkiem, kwiatkiem?
- Koniczyną, ale to nieistotne! -
żachnął się.
- Zrobimy taki deal. - Nachyliłam
się ku niemu. - Masz misję specjalną.
- Jaką, jaką, jaką?!
- Będziesz pierwszym strażnikiem
obozu i chmur, co ty na to?
- O tak! - Podskoczył i po ręce
wbiegł mi na bark.
- Więc leć poinformuj o tym braci,
a potem dzielnie maszeruj dookoła ogniska i kontroluj chmury, tylko całą noc!
Dopiero wtedy będziesz pełnoprawnym pierwszym strażnikiem.
- Tak jest! - zasalutował i na
czterech łapach odbiegł ku Uchihom.
- Jesteś okropna… - mruknęła
Akemii, patrząc na mnie i rysując jednocześnie. Ach ten talent. Nawet nie musi
patrzeć na to co robi, uh. Czemu Bóg stworzył mnie takim beztalenciem?
- Oj już mnie tak nie komplementuj,
bo się zarumienię. - Pokazałam jej język i położyłam się na swoim kocu,
przykrywając się. Oh tak. Kochajmy spanie na płasko.
Wokół nas słychać było tylko
odgłosy kropli deszczu uderzających o wszystkie możliwe leśne powierzchnie. Ten
mnich lekko mnie deprymował. Kurde, może jednak trzeba było go nie przepędzać?
Stefan po chwili pokazał się przy ognisku, które nadal toczyło batalię z wodą.
Zaraz za smokiem wyłonił się Sasuke, który dorzucił drewna.
- Podoba ci się, co? - spytałam Akemii,
przekręcając się na drugi bok, żeby móc ją widzieć.
- W-w-wcale nie - odburknęła. Aby
mi odpowiedzieć, aż przestała rysować.
- Przyznaj się. - Pokazałam jej
język i ziewnęłam.
- No, może troszkę…
- Ha! Wiedziałam. - Uśmiechnęłam
się lekko na wspomnienia Nikiro bardziej zakłopotanej niż zazwyczaj w
towarzystwie młodszego Uchihy.
- A tobie Itachi? - spytała cicho,
zapewne spodziewając się mojego wybuchu.
- No chyba sobie kpisz. -
Popatrzyłam na nią sceptycznie, ponownie ziewając.
- Ej, ja ci powiedziałam! -
obruszyła się.
- Co ja mam ci mówić, co? -
skrzywiłam się - To cham i prostak, który powiedział, że jestem niecierpliwa i
niedelikatna.
- Pff. - Przewróciła oczami.
- Ale przystojny cham i prostak. -
Po tych słowach zapadłam w sen.
A k e m i i
Miałam sen, balansujący na granicy
absurdu, a nierealnych marzeń. Kąciki ust Sheeiren formowały się w coś, co nie
zawierało krzty ironii, poza tym był duch-hologram, jakieś cudowne objawienie i
rozmowy, które po apokalipsie wydawały mi się niemożliwe do odbycia, a gdy się
ocknęłam, ciężar ciała oparty miałam na drzewie, ręce zajmowała mi kartka
papieru z naderwanym krańcem i, mało tego, widniały tam moje szkice.
Fenek! O, przodkowie – poznałam go
natychmiast po długich, przepięknych uszach i ślicznej buźce. Obok niego,
butnie wyprostowana na czele pseudo-watahy siedziała angora, którą celowo
naburmuszyłam. W końcu zwierzęta odwzorowywały nas samych.
Rety, Akemii!
Chciałam podnieść się na nogi, ale
ktoś mnie powstrzymał:
- Co to takiego?
Itachi stał za mną i pochylał się,
by zobaczyć szczegóły mojej pracy. Nie! Odruchem bezwarunkowym przewróciłam
kartkę na drugą stronę, ale tam, na moje własne nieszczęście, mieściły się
przecież zwierzęta podporządkowane braciom. Kazuara i Czepiak Czarny.
W takim razie, nie widząc innej drogi ucieczki, zamierzałam poderwać się
do góry, lecz w połowie tego procesu przeszkodziła mi czyjaś twarz. Znajoma.
Nie była ona twarzą Uchihy, ani Imai.
- Dzień dobry, Nikiro-sama!
Chryste! Widok Hinaty sprawił, że
znów uderzyłam zadkiem o ziemię, a potem doznałam następnego szoku. Sheeiren
spała skulona tuż obok, a mój upadek trochę jej ten sen zaburzył. Zaczęła
pomrukiwać i stroszyć brwi.
- Uważaj, żebyś nie obudziła bestii
– burknął Itachi, jednym ramieniem podpierając się o zbutwiałe drzewo. Jeżeli
mój sen był rzeczywistością, a nie zapowiadało się na to, nie czułam zbytniej
potrzeby potakiwania na jego uwagę. Sheeiren czasami potrafi pokazać kły, ale
przeważnie, gdy zachodzi taka potrzeba, za bliskimi skoczy w ogień. No w końcu
przywołała Stefana, żeby mój nastrój się polepszył. Właśnie! Gdzie on… -
Pilnowałem nocą obozowiska – poinformował mnie Uchiha.
Obozowiska? Dobre sobie. Byliśmy
grupą ludzi, którzy usiłowali schronić się przed ziąbem pod warstwą
nieszczelnych, poprzetykanych przez katastrofę koców i prześcieradeł. Sasuke
używał plecaka jako poduszki i wyglądał jak boskie stworzenie, takie
dobrotliwie i spokojne – to samo tyczyło się Sheeiren i potwierdzało jak pozory
mogą zmylić człowieka.
Ale najważniejsze.
Była tu Hinata. No i czułam się
ciut brudna i nieświeża, a wodą bym nie pogardziła, jednak te sprawunki odłożę
na później.
- Co ty tu robisz? – Wreszcie tego
dokonałam – powstałam bez przeszkód. – Jak nas znalazłaś?
- Śledziła. – Itachi beznamiętnie
wgapiał się w Sheeiren, ale przysłuchiwał się rozmowie. – Dosyć niedyskretnie,
ale odważnie. To się ceni.
- Wiedziałeś o tym?
- Od samego początku.
Założyłam ręce na piersi, cicho
prychając. Możliwe że przemawiały przeze mnie jakieś nawyki upatrzone od
Sheeiren, jednak czułam, że miarka się przebrała. Wystarczyło wspomnieć sobie
moment poszukiwań Imai i „wielmożność” Itachiego, który po prostu wycykał mnie
i Sasuke.
Upomniałabym go, na pewno! Ale mój
wskaźnik nie był jeszcze dostatecznie wysoko. Najpierw musiałam poznać
człowieka, by czuć się przy nim swobodnie. On był Uchihą, nie wolno mi było
tego bagatelizować.
- Nikiro-sama j-ja… czułam się
samotna, odtrącona… Było mi smutno! Nie mogłam zostać z tym sama. Fumisuke
opiekuje się bliźniakami, nic im nie grozi na czas naszej podróży i…
- Hola, hola – przerwałam koncert
jęków od Hinaty. – Naszej podróży? – Akcent padł na pierwsze słowo. – Fumisuke
nie da sobie rady, gdy do Ame wedrze się wróg. Chyba opowiadałyśmy ci już, jacy
ludzie chodzą teraz po ziemi? Kanibale, mutanci…
- Czubki – sprecyzował Itachi.
- Co, proszę?
- Czubki. Mówię na waszym
przykładzie.
- Cicho! – Straciłam kontrolę nad
nerwami i tym nikłym poziomie w mierniku. Niech się dzieje co chce, ale nikt
nie śmie nazywać nas czubkami, kiedy samemu niewiele go od tego dzieli. Dwa,
zmienne wrzody! Raz żartują, raz śpiewają, raz się złoszczą, raz na ciebie
nakrzyczą, raz zmieszają cię z błotem, a ty, będąc Nikiro, nie możesz zmusić
siebie, żeby rozłożyć ich na łopatki.
Czy mi się wydaje, czy nie dalej
jak wczoraj przyznałam się Sheeiren do mojej “sympatii”? A tfu!
Hinata nas śledziła, mnich dokonał
napaści – niebyle jaki mnich - ciężko jakkolwiek go określić, no i rysunki,
zwierzęta… Los ci to wszystko podstawia pod nos i proszę bardzo – ogarniaj,
Nikiro!
Zastanowiłam się chwilę i
mimochodem mój wzrok powędrował do dołu.
Szturchnęłam Sheeiren nogą. Trudno,
w późniejszym czasie jakoś jej to wynagrodzę. Stale chlubi się przywódczymi
zdolnościami, to niechże los wręcza jej jak najwięcej sytuacji, w których można
się tym darem posłużyć.
- Hej, obudź się! Mamy gościa.
- Wiesz, że ona chrapie? – zagadnął
ni stąd, ni zowąd Itachi. Jasna cholera, toż to wyczuwalna, najczystsza
nienawiść pomiędzy tą dwójką. Gdy jeden jest niedysponowany, drugi szykuje
wiązankę taktownych, lub mniej taktownych oszczerstw. Zwykle Sheeiren, w
odróżnieniu od Itachiego, decydowała się na drugą kategorię.
- Shee! – Zlekceważyłam Itachiego.
- Miałam głupi sen, Nikiro –
wymamrotała. – Spotkałyśmy dwóch facetów. Byli niesamowicie głupi, ale jak na
złość, jednocześnie przystojni. I bądź tu sprawiedliwa, przebrzydła matko
naturo.
Hinata zachichotała w tle.
- Stęskniłam się za tym.
- Nie było nas jedną noc –
burknęłam.
- Wystarczająco długo, Nikiro-sama.
Wszyscy w Ame tworzymy społeczeństwo. Może było i małe, ale zawsze sobie
pomagaliśmy, nieprawdaż? Nawet Imai-sama.
- Skończ z tą grzecznością. –
Obserwowałam jak Shee się wybudza, zbyt mocno ugodzona słowami Hinaty, by móc
na nie prawidłowo odpowiedzieć. – Akemii-chan i Sheeiren-chan starczą.
- Imai-sama zgodzi się, by tak do
niej mówić? – Zwątpiła.
- Shee-chan – zdrobniłam. Shee-chan
na ten czas nadawało się świetnie.
- Nie sądzę – osądził Itachi, ale i
Hinata szybko zrozumiała, że nie warto go słuchać.
Shee uchyliła powiekę, zerknęła na
mnie, a później jej oko zawisło na Itachim, więc i mina automatycznie zrzedła.
- Kocham rozpoczynać poranki w ten
sposób.
Oho, sarkastyczna odsłona na dzień
dobry. Ja także to kochałam.
- Wstawaj. Przybył gość.
- Edgaro? – Najeżyła się.
- Kto to Edgaro? – spytała
głupkowato Hinata niwecząc efekt zaskoczenia, który próbowałam wywołać na
Sheeiren. Piękne dzięki!
Imai była wyraźnie zdegustowana
najściem Hyuugi. Przede wszystkim Hinatą sterowała żądza odszukania
pokrzepienia na obszarach okrutnego świata. Niedawno przyszło jej oswoić się z
wiadomość, że ukochany poległ, no i poniekąd przestałam się na nią gniewać,
choć myśl o bezpieczeństwie bliźniąt wciąż szpikowała mnie niepokojem. Fumisuke
nie była na tyle zaradna, bym mogła zaufać jej do samiutkiego końca. A Hinata?
Ona nie chciała być porzuconą, bez perspektyw na przyszłość. Wioska Deszczu
była w końcu wielką rupieciarnią, niczym więcej.
Koniec końców przyszło nam połączyć
siły. A przyszło to z trudem, ponieważ nie każdy od razu zgodził się na
utrzymywanie następnej osoby. W gruncie rzeczy Sasuke miał rację.
- Już i tak trudno poruszać nam się
czteroosobową grupą. Teraz, kiedy będzie nas piątka, automatycznie potrzebujemy
więcej jedzenia, a wyobraźcie sobie, że apokalipsa nie zaserwowała nam gorących
porcji ramenu w Ichiraku.
Czymkolwiek było Ichiraku,
spowodowało, że mój żołądek odżył i nakłonił kiszki do grania marszu. Pech
chciał, że akurat w momencie rozpoczęcia koncertu, pomiędzy nami zapadła cisza.
Hinata spuściła wzrok.
- Nie mogłam wziąć ze sobą
jedzenia. To był warunek Fumisuke i tylko dzięki temu pozwoliła mi za wami
pójść. Bała się, że nie wystarczy jej i bliźniakom na czas naszej nieobecności.
- Może najwyższy czas poznać smak
trawy – rzuciła wzgardliwe Shee, kucnąwszy nad połacią z wyższymi źdźbłami.
Urwała garstkę i przyłożyła mi do ust. – Będziesz testerem.
- Spadaj z tym! Chcę ramen!
- Ramen przestał istnieć. – Sasuke
ugasił mój zapał, ale pamięć zaoferowała mi parę obrazów ze wspomnień. Nawet
wiedziałam jaki zapach uderza w nozdrza i maltretuje tak długo, póki nie
przełknie się pierwszego kęsa.
Opamiętałam się, kiedy Sasuke
dźgnął mnie palcem w brzuch.
- Weź to wyłącz.
Co za…! Odskoczyłam od niego
migiem, pilnując, aby przysłonić włosami policzki. Włosy, o raju! Ściskając ich
garść, zauważyłam jak bardzo były skołtunione, a Sheeiren nigdy nie uśmiechała
się pomoc przy rozczesywaniu. Kiedyś awanturowałyśmy się o to, czyje włosy są
dłuższe i przy finale ogłoszono remis. Po uwolnieniu kosmyków z węzła blisko
czubka głowy, Sheeiren mi dorównywała, bo długością sięgały pasa.
- Zbierajmy się – jęknęłam. –
Trzeba znaleźć jedzenie.
- Suszone mięso się skończyło. –
Sheeiren pośpieszenie przeszukała jeszcze swój plecak, ale wszystkie paczuszki
opustoszały po wczorajszej akcji pod kryptonimem: „zaszalejmy”.
Po piętnastu minutach, zebraliśmy
bagaże, a Sasuke wciąż posyłał w stronę Hinaty znaczące spojrzenia. Ja jej
karmić nie będę, zdawał się mówić i dało mi to gwarancje, że razem z
Sheeiren przeszłyśmy test sprawdzający i zostałyśmy zaakceptowane, jako narzędzia
pożyteczne w misji: utworzenie nowej wioski.
- Rozglądajcie się za ruinami –
oznajmił Itachi, kiedy las wyrzucił nas na ogołocony teren bez roślinności. Pod
naszymi stopami rozstępowały się nikłe warstwy piachu. I jego dotknęła
katastrofa.
- W ruinach można znaleźć marynaty
– ucieszyłam się.
- Chodziło mi raczej o uzbrojenie.
- Ale marynaty też dobre. – Shee
pociągnęła mnie do przodu. Maszerowałyśmy teraz na czele watahy, milczące,
ubłocone i z roztrzepanymi włosami. Patrzyłam jak Imai na moment rezygnuje z
końskiego ogona, by przeczesać swoje fale i na powrót ciasno je związać.
Spróbowałam użyć rąk jak grzebyka, ale zamiary pokrzyżował mi już pierwszy
kołtun, którego próba rozplątania kończyła się bólem.
Ale Uchihowie nie prezentowali się
lepiej. Wciąż charyzmatyczni, lecz ubrudzeni, z aparycją osoby, która zgubiła
drogę w lasach i tułała się na ich obrębie przez co najmniej miesiąc.
- Wody – marudziłam.
- Ramenu – zawtórował mi Sasuke, a
gdy zerknęłam na niego, zaskoczona odmianą, wyglądał tak, jakby tego pożałował.
– Ten upał roztapia mi mózg.
- Śmiem wątpić – odezwała się Shee.
– Raczej roztopił ci go już dawno temu, co można łatwo wywnioskować po godzinie
spędzonej w twoim towarzystwie.
- Hej! – Obrzuciłam ją wzrokiem
zabójcy.
Wtedy musiał interweniować Itachi,
ponieważ Sasuke uznał, że perspektywa odcięcia węzła na głowie Sheeiren była
zbyt silna, by mógł z nią zawalczyć.
A krajobrazy pozostawały
niezmiennie. Za nami ogołocony z liści las, a przed, pustynne tereny, na
których nawet piasek nie był dostatecznie obfity.
- Wygląda na to, że umrzemy –
powiedziała Sheeiren.
Było blisko, naprawdę. W przeciągu
dwóch następnych dni pustynię tylko dwa razy przecięło trochę zieleni, ale
bynajmniej nie podpadało to pod azyle lub bezpiecznie ostoje. Pare drzew, obnażanych
krzewów. Jedynie raz natknęliśmy się na opuszczoną farmę i właśnie ona,
prawdopodobnie, sprawiła, że uniknęliśmy pewnej śmierci. Po tym jak wszyscy
wycofali się poddańczo, bez nadziei, że spoczywa tam jakieś długoterminowe
jedzenie, zbawiła nas któraś istota z nieba, bo uparta Akemii odnalazła paczkę
zbożowych płatków. Oczywiście trzeba było je szczodrze rozdzielić między
wszystkich i w tych okolicznościach zrozumiałam, co miał na myśli Sasuke, kiedy
pokazywał światu swoje wrogie nastawienie wobec Hinaty. Cholera, dostałam tylko
garść. Niewiele, zważywszy na dzwony alarmowe bijące mi w żołądku, chociaż
znaleźliśmy zwłoki zagryzionej krowy i podsunął mi się nazbyt oczywisty
wniosek.
- Zagryzł ją mutant – obwieściłam,
kiedy staliśmy na martwym polu uprawnym przed chatką. Zwłoki wyglądały
koszmarnie, a bzyczenie rozkoszujących się nimi much było jedynym, słyszalnym
dźwiękiem.
- Albo zwykły wilk. – Sheeiren
sprowadziła mnie na ziemię. – Zwierzętom, tak samo jak ludziom, udało się
przetrwać w całości.
- Czy po tym jak rozstrzygniemy,
kto ją zjadł, przestaniemy być głodni? – zżymał się Sasuke. Był jak na
szpilkach. Chodził gorączkowo tam i z powrotem, rozkładał ramiona i wyrzucał z
siebie przeróżne oszczerstwa. Może to i lepiej, że adresata nie dosłyszałam.
- A jeśli jest tu jakaś inna? Żywa?
– Spróbowałam przywrócić mu nadzieję.
- Pewnie! Wilki i mutanci
stwierdzili, że zostawią następną dla ludzi. W końcu nieoswojone zwierzęta w
ogóle nie stawiają swojego głodu na pierwszym miejscu.
- Hej! – wzburzyła się Imai i
rąbnęła go z pięści w klatkę piersiową. – Nie musisz być dla niej taki niemiły!
- Nagle ci to przeszkadza?
Spojrzałam na nią ostrzegawczo,
przewidując skąd wzięły się u niej te zapędy ochronne. Dwie noce temu
zwierzyłam się jej. Sasuke Uchiha, może trochę, mi się podoba. Teraz
groziłam jej gestem podrzynania gardła, by zdusiła przyczynę złości w sobie.
Szczęka Imai drżała ze złości, ale
ostatecznie wypuściła powietrze i odetchnęła.
Sasuke potrząsnął głową,
zbulwersowany:
- Co wy…
- Chodźmy – zawyrokował Itachi,
nawet nie zdając sobie sprawy, jak doskonałe jest jego wyczucie czasu. Pokazał
nam jakieś niezidentyfikowane obiekty, widoczne na dalekim horyzoncie, a to od
razu ściągnęło uwagę jego brata i odwiodło od języka gestów między mną, a Sheeiren.
– Mam dziwne przeczucie, że musimy tam iść – powiedział do nas.
Krótka wymiana spojrzeń z Sheeiren
i miałam pewność, że będzie to dla nas szansa. I tak nie mieliśmy innego
wyjścia. Nasza sytuacja była koszmarna i płomienie w sercu wykrzesały tylko
dostrzegalne punkciki, które nie przypominały roślinności i stanowiły zagadkę
dopóty, dopóki nie zmniejszono dzielącej nas odległości.
- Idziemy? – zapytałam wszystkich.
Patrząc przed siebie, skinęli
głowami.
Szłam krokiem szybszym od
pozostałych, lecz, z niewyjaśnionych powodów, fakt, że Itachi potraktował to
jak szansę, musiał świadczyć, iż nie będzie to byle co. Do tej pory odnotowałam
cztery obiekty, o różnych kształtach i rozmiarach. Jednak dziecinna radość
zniknęła chwilę później.
Rzuciłam okiem na tyły. Sheeiren
galopowała w tę stroną, z braćmi Uchiha po obu swoich stronach, którzy w takim
wydaniu wyglądali jak goryle obronni.
- Psiakość. – Westchnęłam. Szkoda,
naprawdę szkoda, bo wszyscy i tak byli wystarczająco podminowania i zmęczeni
nieustającym głodem.
- Nikiro, wiesz już co… - zawołała
Sheeiren, ale nie skończyła. Głos jej się urwał w momencie, kiedy nasze kroki
się zrównały. – Serio? – Przecięła gestami rąk powietrze. – SERIO?!
- Co jest? – Dotarł Sasuke.
- Sam sobie odpowiedz – fuknęła
Shee, naprowadzając go machnięciem głowy.
No tak, widok nie zachwycał. Natrafiliśmy
na krąg zwyczajnych kamieni i choć ich konstrukcja budziła podejrzenia,
pomyślałam, że przed apokalipsą skały mogły być czymś na miarę świątyni dla
tutejszych ludzi. W końcu przed najściem na stojącą chatkę, minęliśmy gruzy
czterech innych, z których nie dało wygrzebać się nic pożytecznego. W takim
razie te tereny należały kiedyś do jakieś wsi o małej populacji, a ten krąg
mógł być ich dziełem.
- Kamienie. – Sasuke odwrócił się
do tyłu, przeczesując włosy. – To kamienie, Itachi!
- Nie histeryzujmy – polecił. –
Przyjrzyjmy się temu z bliska.
- Żartujesz sobie? Nie ma się czemu
przyglądać! – zaoponowała Sheeiren, lecz Itachi szybko ją uciszył, przykładając
palec do swoich ust. W moich oczach byłby o wiele przystojniejszy bez tych dwóch,
charakterystycznych zmarszczek biegnących od wewnętrznych kącików oczu i przez
policzki. Możliwe że doścignąłby nawet swojego brata.
- Nie czujecie tego? – szepnął,
wystawiając na wpół zgięte ramiona, jakby zaraz miało nas wznieść w stronę
nieba.
- Nie. – Pokręciłam głową, a reszta
mi zawtórowała.
- Powietrze… jest tam inne.
Cięższe. Lekko wibruje.
- Odbija ci z głodu – uznał Sasuke
i zdzielił go po plecach.
Jednak Itachi upierał się przy
swoim i przykazał koncentrację. Dla wzmocnienia efektu zacisnęłam oczy i
skupiłam się na tym, co teoretycznie miało odróżniać to powietrze od wszystkich
innych.
- Minęły dopiero trzy miesiące od
apokalipsy. To oczywiste, że mogą być tu jakieś zanieczyszczenia –
powiedziała Sheeiren.
Itachi głęboko odetchnął. Wyglądało
na to, że zamierzał nam to objaśnić. Mądre posunięcie, oceniłam.
- Wiecie dobrze, że nie można czuć
chakry, prawda? Po apokalipsie jest to niemożliwe.
Przytaknęliśmy.
- Jednak od pewnego czasu wyczuwam
dziwne różnice… właśnie w powietrzu. Normalnie nie zwracamy na to uwagi, jednak
ja postanowiłem odnotowywać w głowie każdą zmianę. Prawdopodobnie…
- Czekaj, czekaj! – Sasuke zaczął
rozmasowywać sobie skronie. – Twierdzisz, że stężenie powietrza zastępuje nasz
zmysł, którym odczytywaliśmy źródła chakry?
- Prawdopodobnie tak jest –
dokończył Itachi. – To tylko moja hipoteza, ale spójrzcie. To samo ciężkie
powietrze wyczułem, kiedy pojawił się hologram, pamiętacie.
- Edgara nie da się zapomnieć –
bąknęłam.
- I teraz też to czujesz? –
zapytała Shee.
Itachi przeniósł wzrok na krąg i
zaczął powoli kierować się w tamtą stronę. Sheeiren odbębniła pod nosem jakieś
wywód odnośnie nieposłusznych mężczyzn i sprężyście za nim ruszyła.
Spojrzeliśmy po sobie z Sasuke i także pomaszerowaliśmy śladami poprzedników.
Może do rozpoznawania stężeń
powietrza potrzebny był szósty zmysł. Nie wiadomo. Ja tego kompletnie nie
odczuwałam.
- Sasuke? Co z tobą? Ty to czujesz?
- Chyba nie – odrzekł i dało się
poznać, że nie było mu to na rękę. Trzy dni wystarczyły, bym przekonała się, że
jest typem dążącym do perfekcjonizmu.
Zaintrygowany Itachi wszedł w sam
środek kręgu, ale Sheeiren przystanęła na krańcu, oglądając miejscówkę. Skały
przewyższały nas wysokością, a po konfrontacji z jedną z nich, odważyłam się
pomyśleć, że potrzebne byłyby dwie Akemii, by czubek głowy z znajdywał się na
linii prostej z jej wierzchołkiem. Skał było siedem, a w przestrzeni, którą
odgrodziły od reszty pustyni stłoczyłaby się co najwyżej dziesiątka śmiałków.
- Wchodzisz tam? – mruknęłam do
Sheeiren.
Ale przed uzyskaniem odpowiedzi, do
wewnątrz wepchnął mnie Sasuke. Podtrzymałam się kamienia, żeby nie upaść, a on
minął mnie i niepociesznie pokręcił głową.
- Ci Uchiha – parsknęła Sheeiren,
mierząc ich przesiąkniętym wrogością wzrokiem. Potem wzięła mnie za nadgarstek.
– Chodź. Zobaczymy co to za „stężenie”.
Myślałam, że faktycznie przejdziemy
przez jakąś mistyczną, niedostrzegalną dla ludzkiego oka barierę, po której
pokonaniu doznam tego, o czym wspominał nam Itachi. Niestety, odbyło się to bez
większych niespodzianek. Dopiero wtedy bosko mnie olśniło i stwierdziłam, że
krąg skał jest w takim miejscu zjawiskiem rzadkim, a wręcz niespotykanym. Skąd
wziął się stos głazów pośrodku wyniszczonej przez katastrofę apokalipsy? W
dodatku był nienaruszony. Skały były piękne, a powierzchnie miały tak wypolerowaną,
że równie dobrze mogłyby być kawałkami perłowego marmuru.
- I co? – sarknęła Imai. – Może
jakiś „czary mary”?
- Abrakadabra! – wykrzyknęłam, ale
nie spotkało się to z pozytywnym rozpatrzeniem.
Utknęliśmy w martwym punkcie.
- Możemy zacząć śpiewać. Zabawa
wciąż może trwać – rzucił Itachi. – Mimo wszystko wciąż czuję wibracje. Coś
musi w tym być.
Wibrator. – Sheeiren zerknęła na
niego z wyższością, choć uwaga była niesmaczna. – Wyjmij i wyłącz.
Plaśnięcie po mojej lewej zasugerowało,
że Sasuke nie wytrzymał napięcia i ukazał swoje zażenowanie ciosem w czoło z
otwartej dłoni.
- To są w chwile, w których nie
rozumiem, dlaczego ktoś z góry zdecydował się mnie oszczędzić.
- Chętnie skrócę twoje katusze –
zaoferowała się Imai, a ja zajęłam się wypatrywaniem zagrożeń, zmian…
czegokolwiek! Ileż można włóczyć się po pustyniach, bez wynagrodzeń w postaci
azylów, niezapomnianych przygód i miliardów ludzi, których przecież poznaje się
w takich etapach życia?
Dlaczego, do jasnej cholery, realia
nie mogą być tak przereklamowane jak w kiepskich książkach? Tam, chociaż fabułę
można było przewidzieć przed końcem, a niekiedy po zorientowaniu się w miejscu
akcji, życie nagradzało, ceniło i wieńczyło ostatnią stronę gorącym pocałunkiem
dwojga kochanków z kontem pełnych wrażeń i nauczonych lekcji.
Wtedy coś zaświszczało. Jakby wiatr
rozstępował piasek, ale w zasięgu mojego wzroku wszystko było w najlepszym
porządku.
- Cicho! – uciszyłam awanturującą
się trójkę zadufanym szlachciców, zasługując sobie na ich zdziwione miny.
Nikiro i apodyktyczność – toż to nie idzie ze sobą w parze.
W parze nie szło też ze sobą
następne spotkanie z tajemniczym mnichem, a jednak byłam pewna, że po naszym
zastygnięciu, to jego głos złowiłam uszami.
- Witajcie w… - wygłosił, robiąc
teatralną pauzę, która zezłościła nas do reszty.
Witajcie w… czym?
Cokolwiek to było, wiedziałam, że
na moim koncie zapisze się coś, żywcem wyjęte z tych kiepskich książek.
Yyy. Naleśniki.
Zacnie się zaczyna.
Ołłł jess. Muszę zrobić akapit na początku, bo przecież po co go
zrobić wcześniej -.-”
Dobra, eee… należałoby jakoś przemówić do naszych czytelników, no
wiesz! Musi wyjść na to, że jesteśmy fajne, więc, Shee, zachowuj się godnie i
bądź miła!
Ej, ej. Nie oczekuj cudów. Szanujmy się.
Chyba zostanę wróżką =,=
Twoi klienci [*]
Cooo? A niby czemu tak? Byłabym w tym świetna! Jakbyś przyszła jako
klientka, powiedziałabym ci całą prawdę, zgodnie z twoją osobowością. XD
Ja bym cię tam chyba rozniosła xD Już nigdy nie miałabyś klientów
xD
…
(Sheeiren myśli)
…
(O, już)
<POPRAWIAŁAM ROZDZIAŁ, BO NIE UMIESZ PISAĆ I KTOŚ MUSI CIĘ
PILNOWAĆ>
No bo to klawiatura! Wszystko przez nią. Piszę sobie “get around
this” w belce z adresem, a gdy paczę, widzę: “gey around this”.
Najpierw wibratory, potem geje. No ja nie wiem, co wy na tym Śląsku
robicie.
Dojrzewamy.
Żeby nie było, że nie ostrzegałam! Od Edgara trzymaj się z daleka,
nie chcę chrześnicy.
Że niby co ty tu sugerujesz, podła mendo?! Jaki Edgar, jaka
chrześnica! Ja tam na Elonore lęcę, czy cuś.
Akemii ma syndrom Nikiro. Olejcie. Łhuuhuh GEY PARTY! Biczys.
Ta laska jest laską, czy facetem?
Ma na imię Eleonora -.-”
Jeden pies.
W ten oto sposób żegnamy was w ten przepięknie obrzydliwy deszczowy
dzień.
Dferjhfbcerhbfrbbiv, nie żegnamy się jeszcze! Bo po co? Można
jeszcze uświadomić wam stopień naszego popierdolenia... Jeżu, przeklęłam. Jaki
ja daję przykład… Idę ómrzyć.
Po prostu to płynie ode mnie. Toniesz w mojej zajebistości i jakieś
takie ochłapy na ciebie spadają.
Dobra, teraz Imai przejawia swój syndrom.
My się będziemy już żegnać w takim razie. XD
(on jest niebezpieczny)
(kto jest niebezpieczny?)
…
Tak Nikiro konwersi sama ze sobą.
Ej, ty jakaś tępa dzisiaj XD Przedtem nie rozumie jak się do niej
po ludzku pisze, a teraz widzę, że rozprawia się tu o syndromie Imai.
Bywajcie <3 - hehe. Żartowałam z tym serduszkiem B| Nie lubię
was. (no pożegnaj się. Muszę spadać.) Akemii was olała.
Wat?
Przestań. Kojarzy mi się to z PP.
Wiesz jak wygląda kobieta WAT?
…
(długa cisza)
Hahaha. Spalić cegłę. Oj, to musi być przykre, Nikiro.
(długa cisza)
Hahaha. Spalić cegłę. Oj, to musi być przykre, Nikiro.
Masz:
Najczęściej mam taką minę, jak próbuję ciebie ogarnąć XD
Dobrze, że napisałaś “próbuję”. Ej, oni nie chcą czytać naszych
konwersejszyn. Pożegnaj się.
Yyy… żegnam?
No, wal to swoje “bywajcie” i idę spać >.<
BYWAJCIE!
No cześć!
OdpowiedzUsuńTym razem moje spóźnienie jest minimalne. ale żeby nie było rozdział przeczytałam już wczoraj!
Na początku powiem, że bardzo podoba mi się nowy szablon. Jest dużo lepszy od tego wcześniejszego, choć tamten również przypadł mi do gustu :)
W ty rozdziale Itachi nie powalił mnie na kolana tak jak w poprzednich, pomimo tego, że milutki to on jest, zwłaszcza w stosunku do Shee. Uwielbiam czytać wszystko z jej perspektywy, no bo Itachi też wtedy wariuje, ale muszę przyznać, że rozdział 3 należy do Sasuke i Akemii.
Tak bardzo Nikiro przypomina mnie samą. Jestem na równie niezdarna co ona i może dlatego szalenie podoba mi się czytanie jak coś tak zrobi ciapowatego, a Sasuke etedy interweniuje. <3
Edgaro! Co jest nie tak z tym gościem ja się pytam? Gada do laski, daje ludziom jakieś zwierzęce przezwiska. Jest definitywnie chory psychicznie. Chociaż sama już nie wiem czy traktować go na poważnie. Itachi w końcu przestrzega, żeby nie skreślać przeciwników; aż strach się go nie posłuchać. I o co chodzi z tą wibracją powietrza, czy jak on to nazwał? Naprawdę wyczuwa dzięki temu chakrę? Czy to po prostu sztuczka Edgaro, który okaże się jakimś durgim Madarą. Mam różne teorie na ten temat :)
A dodam jeszcze, że całkowicie pokochałam moment, w którym budzi się Shee, a Itachi wyjeżdża z tym, że chrapie. Ogólnie cała ta pobudka była mistrzowska!
Teraz muszę czekać na następny rozdział! Okropnie nie lubię kończyć rozdziałów, które są naprawdę dobre, ze świadomością, że trzeba czekać na następny. Cóż, muszę jakoś to przeżyć.
Pozdrawiam!
Mistrzowska muzyka w tle <3 Jestem fanką naprawdę. Ustawię sobie jako budzik *.* Hahahahahahahaha
UsuńJaaaaaaaaaaaaki cudowny szablon *^*
OdpowiedzUsuńTen obrazek Itachiego <3 i uśmiech Sasuke <3
Genialny.
A co do notki, to jest jak zwykle, czyli genialnie.
Czytałam ją w nocy, a teraz czas na komentarz.
Cudeńko.
Ojj, Imai ma charakterek, ale Nikiro powoli się uczy XD
Już coś powoli uczucia zaczynają wkraczać. No nie mogę się doczekać. Macie duże pole do popisu, bo jest tyle możliwości tego, co może się zdarzyć, że nie wiem czego się spodziewać. To przyjemne uczucie, aczkolwiek nikt z nas nie lubi czekać, ale to chyba wiadomo XD
Edgaro jest... świetny xD i to, że nie zszedł z wizji xDDDD
nie mogę. On lepszy niż bracia Uchiha, ma przynajmniej swoją laskę XD
Akemii, jesteś słodka w tym opowiadaniu, naprawdę.
Taki przyjemny charakter z nutką ironii od Imai.
A Sheeiren, to cała Sheeiren i tu nie ma nic do gadania, bo jest good ^^
Tak wgl... to co wyście brały?!
Fenek? Serio? XD Toż to słodkie i jeszcze bardziej dodające uroku samej Akemii. Fenki są cudowne <333
Ale serio? Czepiak?! Itachi... małpa... Sasuke-Kazuara...no ludzie! Co ja czytam? XD
Ale podoba mi się, dajcie więcej Edgaro!
No i było dzisiaj troszkę więcej AkemiixSasuke, nie dosłownie oczywiście, ale tak ja to odczułam. Ale nie nie nie, wcale ItachixSheeiren nie było aż tak mało. Oni się tak... no nie wiem jak to nazwać. Najpierw gadają, potem zlewają siebie nawzajem, hejtują, no kurcze! A jednak czuję to XD Nic nie poradzisz Imai, wszystko widać XD
Podobał mi się rozdział niesamowicie, no i jestem ciekawa dokąd zawędrowali.
Co do mojego poprzedniego komentarza pod poprzednim rozdziałem, to Akemii, oglądaj Supernatural. Jestem nadal tylko w 1 sezonie, ale cały czas jest nieziemsko. Do tego Dean *^* no i Sam też niczego sobie <3
Sherlocka od BBC też polecam gorąco <3333 to jest moja miłość serialowa. To istne dzieło sztuki.
No i jest tam WATson (no cóż, musiałam XD) razem z Sherlockiem.
Koniec marudzenia.
Pozdrawiam obie autorki ;*
życzę weny i do następnego razu (oby jak najszybciej)
PS Wspominałam, że zachwycam sie szablonem.
Podczas pisania komentarza zdążyłam odsłuchać cała playlistę <3333 Jest ekstra!
Ta o nazwie Globus jest najlepsza <3
http://i1.kwejk.pl/site_media/obrazki/2013/10/1266b5e0ee118445b2fc3f62007058a2_original.gif?1383216038
DAJĘ OKEJKĘ!
Witam.
OdpowiedzUsuńWpadłem tutaj zachęcony przez znajomą, która powiedziała, że jest to naprawdę ciekawie rozwijająca się historia. No cóż, nie pomyliła się! Wasze opowiadanie jest świetne!
Są to na razie cztery rozdziały, ale czytając je wybornie się bawiłem. Poczucie humoru oraz rozmowy bohaterów są powalające, nie raz musiałem przerywać lekturę, aby powstrzymać się od śmiechu!
Historia którą tu przedstawiacie jest niebanalna, nigdy wcześniej się nie spotkałem z takim pomysłem, mam nadzieję, że kolejne rozdziały będą jeszcze lepiej wprowadzały w wasz świat :)
No cóż, będę kończył, z ochotą odwiedzę wasz blog ponownie, wraz z ukazaniem się kolejnej notki :)
Dużo weny życzę i pozdrawiam. a jeśli znajdziecie chwilkę możecie zajrzeć i do mnie na http://namikaze-namito.blogspot.com/
Ohayo ;)
UsuńZ góry dziękujemy znajomej ^^
Miło nam, że przysporzyłyśmy ci trochę śmiechu. Uwierz, że staramy się z całych sił ;3
Pozdrawiamy ;D
a Hinatkę gdzie wcięło na koniec? (chyba o niej nie zapomniałyście, co?) :P
OdpowiedzUsuńRozdział spokojny, aż zanadto - to takie moje odczucie. Spotkanie z mnichem intrygujące, nie potrafię tego faceta rozgryźć -.- .
Czekam na nową notkę, mam nadzieję na jakąś akcję :D.
Korzystając z okazji, życzę wam Wesołych Świąt ^^.
Weny życzę! :) Do następnego razu!
Rany! Jaki ja mam zaczepisty internet! 5 minut czekałam aż mi się strona ponownie załaduje, żeby napisać ten idiotyczny komentarz. Tak jestem zła i nie zadowolona. Czemu? To wszystko twoja wina Akemii! Ja przez ciebie dostaję kompleksów. Skąd wytrzasnęłaś te zwierzaki? A poza tym, to uśmiałam się przy tym pustelniku jak nigdy. Kolejny geniusz został mi zesłany przed me oczęta, by ukoić moją duszę styraną mymi "problemami trzeciego świata". Ale jestem zazdrosna, bo za dobrze się wam powodzi. A teraz bardziej do Shee: Stefcio! Chcę więcej Stefana! I chcę wyjaśnienia: czemu Stefek nie dopilnował ogniska do końca, hę? Masz go ode mnie za to zganić, bo przecież deszcz mógł potem przestać padać i mógłby wybuchnąć pożar, albo jakby ognisko zgasło, to bohaterowie mogliby zamarznąć na śmierć. I kto by wtedy uratował świat? Kto by mnie rozweselał? Szczyt nieodpowiedzialności! Powiedz mu to. Niech mu pójdzie w pięty i się nauczy!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i życzę weny!
Bye!
Rozwalacie system dziewczyny, no :D i uwierzcie mi, że śmianie się do ekranu laptopa jest świetną rozrywką, gdy czyta się waszego bloga :D podobają mi się charaktery waszych postaci :D no cud, miód i malinki *_* i ten komizm :D
OdpowiedzUsuńTu już nowy rozdziaał, a ja jestem tak w tyle. wstyd.
OdpowiedzUsuńEdgaro ♥
Przynajmniej Akemii próbuje z nim współpracować, a nie to co reszta ;d
Skąd pomysł na te nazwy zwierząt? Fenek, Angora, Czepiak czarny i Kazuara?
Jak to Akemii, to tylko nawigacja? Oh, Sasek -.-'
Eleonora ♥
Fascynuje mnie Itachi i jego zmiany nastroju;d
Edgaro powala, hologram powala xd
Intrygujące są te relacje między Itachim a Sheeiren oraz Sasuke a Akemii, ahhh i jak tu Was nie lubić?;d
Hahah, człowiek głodny, człowiek zły;d
Dziewczyny, nie mam pojęcia, skąd te pomysły to Was przychodzą;d ale niech nie przestają Was nachodzić!
Uwielbię każdą z osobna! :*